wtorek, 10 sierpnia 2010

Jaszczurówka, a właściwie Chłabówka...

Chłabówka


Po zwyczajowych dyskusjach, czy nad morze, czy w góry, przypomniała mi się nagle mała miejscowość na trasie z Murzasichla do Zakopanego, Jaszczurówka. Prawdopodobnie ze względu na nazwę:)
Zakopane jawiło nam się jako miejsce, gdzie namolni górale wciskają turystom kierpce i oscypki. Chcieliśmy być z dala od zapchanych Krupówek. Pojechaliśmy w ciemno. Oczywiście już na dworcu w Zakopanem kłuły nas w oczy tabliczki "wolne pokoje", ale obraliśmy kurs na Jaszczurówkę. Maszerowaliśmy dzielnie z naszymi wypchanymi plecakami, trochę po szosie, trochę przez cudze łąki.
W Jaszczurówce nie było wolnych pokoi!

Od domu do domu oddalaliśmy się od głównej szosy. Wreszcie ktoś nam pokazał gospodarstwo z nowo wybudowanym domem, calutkim przeznaczonym do wynajęcia. W środku panował jeszcze zapach świeżego tynku. Pokój był spory, miał własną łazienkę, dwa duże łóżka ze świeżutką pościelą i widok na pasące się kozy.
Szybko okazało się, że pobyt z daleka od centrum ma wady. Musieliśmy dochodzić duży kawał do szosy, a potem liczyć na szczęście, że podjedzie jakiś autobus, albo maszerować pieszo ze 40 minut, żeby dostać się do miasta. Albo chociaż do busów jadących do Kuźnic.
Z początku byliśmy pełni zapału. Poszliśmy najpierw na Kopieniec Wielki i zeszliśmy do Toporowej Cyrhli. Następnego dnia chciałam przypomnieć sobie szlak Doliną Suchej Wody na Halę Gąsienicową. Ponad dwadzieścia lat temu szłam nim z Bogusią i
Włodkiem. To było moje pierwsze zetknięcie z Tatrami.
Mniej więcej po godzinie zaczęło kropić. Potem grzmieć. Do schroniska Murowaniec doszłam już zmoknięta jak kura. W deszczu, głodni i rozzłoszczeni zeszliśmy do Kuźnic. Zjedliśmy coś byle jakiego w barze. Do domu wróciliśmy taksówką!
I tak już było codziennie. Wychodziliśmy ze słońcem, na trasie zaczynało się chmurzyc, padać albo grzmieć.
Zakopane w deszczu. Dziesiątki ludzi w kolorowych, plastikowych pelery
nach wyglądały jak przerośnięte krasnale.
Nosal w deszczu i we mgle.
Bukowina z ulewą i burzą.
Droga na Ornak w mżawce.
Droga pod Reglami z ostrą burzą.
Ostatniego dnia przyplątało mi się zapalenie pęcherza i siedziałam w domu pijąc litry wody min
eralnej. Byłam nieszczęśliwa.
Gdy pociąg ruszał z dworca w Krakowie w kierunku Łodzi, pomyślałam, że nigdy więcej...
Rok później postanowiliśmy jechać do...Zako
panego.

A cóż to za potwór w tej mgle...?

5 komentarzy:

PAPROCH pisze...

Potwór jak potwór, ale jaką Ty masz dziwną fryzurę! :-D

mamuśka pisze...

Krótką.

PAPROCH pisze...

W tej co masz teraz Ci ładniej :-)

CadillaC pisze...

podoba mi sie tu ;)

zapraszam do mnie

http://makeafame.blogspot.com/

codziennie cos nowego :)

mamuśka pisze...

Zajrzałam:)