niedziela, 8 sierpnia 2010

Szklarska Poręba

Ruszamy z posad bryłę świata...









W Szklarskiej Porębie zamieszkaliśmy na dalekiej od centrum ulicy Górnej. Warunki tam były świetne. Mieliśmy duży pokój, do dyspozycji kuchnię i łazienkę, tylko dla siebie. Od czasu do czasu spotykaliśmy na podwórku piękną kocicę o imieniu Krysia. Uprzejmie dawała się głaskać. Do centrum musieliśmy iść poboczem szosy ze trzy kilometry. No, ale p0ojechaliśmy przecież tam po to, żeby spacerować:)
Spacerowaliśmy po okolicy bliższej i dalszej. Na Zakręcie Śmierci z nostalgią przypomniałam sobie dawne czasy prewentorium w Staniszowie. Wdrapałam się na skałę, żeby mieć zdjęcie w tym samym miejscu, co kiedyś. I kupiłam sobie bransoletkę z żółtych kuleczek (podobno cytrynu, chociaż wątpię!).
Weszliśmy na Szrenicę i na Chojnik. Tak samo, jak kiedyś zasapałam się okrutnie przy wchodzeniu. I tak samo jak kiedyś było tam dużo ludzi. Za dużo.
Zrobiliśmy sobie zdjęcia przy wodospadzie Kamieńczyka. Tam też było za dużo ludzi.
Do Piechowic doszliśmy na pizzę.
Zrobiliśmy wycieczkę do Jeleniej Góry.
Poszliśmy do muzeum. I na wystawę minerałów.
Często padało. To nam trochę psuło
humory. Drogi po deszczu były błotniste i śliskie. Gryzły komary. Myślałam: "już chyba mam dosyć tych gór".
W nast
ępnym roku pojechaliśmy w Tatry.

3 komentarze:

PAPROCH pisze...

Uzależniona jesteś;-)

mamuśka pisze...

To chyba zdrowe uzależnienie:)

PAPROCH pisze...

Raczej tak:-)