sobota, 24 września 2011

Międzyczas



Powiedz kto mógł zasiać to

dzikie wino,

może to zrobiłaś ty

ej, dziewczyno





Czy macie swój Międzyczas?
Moim Międzyczasem jest moja klatka schodowa.
To miejsce, gdzie świat i czas zatrzymują się. Czuję się tam, jak w wielkiej, szklanej bańce, poza rzeczywistością.
To doznanie jest najwyraźniejsze, gdy zimą, wieczorem wracam z pracy. Wysiadam z tramwaju, ludzie szybko rozchodzą się w swoje strony. Znikają w uliczkach między blokami.
Idę szybko, mocno ściskając torbę. Zawsze wtedy myślę o tym wieczorze, kiedy młody chłopak usiłował wyrwać mi torebkę, a ja walczyłam o nią z siłą wartą lepszej sprawy.
Oglądam się, sprawdzając, czy nikt nie idzie za mną. Spieszę do kolejnej latarni, wchodzę w krąg światła, cień, który rzucam pokazuje, że jestem tylko ja pod tą lampą. Idę ku następnej, przekazują mnie sobie, jakby po kolei wypuszczały z opiekuńczych objęć.
Gorzej, gdy światła nagle gasną i jaśnieją tylko prostokąty okien. Przyspieszam wtedy kroku i myślę, że z każdym metrem jestem bliżej domu.
Kiedy widzę swój blok, jestem już spokojniejsza, ale wcale nie mniej czujna. Zawsze mam w pamięci opowieści o napastowanych pod własną klatką schodową.
Jeżeli stoją tam moi "nadużywający" sąsiedzi z piwkiem, to napięcie już opada. Oni, choć często
nadmiernie wonieją przemysłem spirytusowym, mówią mi grzecznie "dobry wieczór" i dają paradoksalnie poczucie bezpieczeństwa.
Zamykam za sobą drzwi wejściowe i oto właśnie jestem w Międzyczasie.
Ciepło, cicho. Przestaję się kulić. Ogrzewam ręce o kaloryfer na pierwszym piętrze.
Zza drzwi sąsiadów dobiegają różne odgłosy, toczy się wieczorne życie. Nikt o mnie nie wie, nikt mnie nie widzi.
Wchodzę cicho, wolno, rozkoszując się tą chwilą spokoju. Nikt, niczego ode mnie nie chce. Niczym nie muszę się martwić.
Międzyczas. Między zimnem i ciepłem.
Między hałasem ulicy i gwarem mieszkania, w którym telewizor, mąż, czajnik gwiżdże, telefon, koty...
Między zmorami wyobraźni i wspomnień a brzemieniem codzienności, rytuałami zwykłego wieczoru.
Czasami nawet nie zapalam światła na klatce, żeby jeszcze bardziej poczuć się w "nieistnieniu". Niesłyszana, niewidziana, nieobecna.
Między ciszą a ciszą...

6 komentarzy:

PAPROCH pisze...

Pięknie napisane...
Dla mnie taki Międzyczas to raczej chwile, nie konkretne miejsce. Ale najczęściej czuję się tak, gdy jestem sama wieczorem w domu, Konrad wraca dopiero przed 22. Tymek już śpi, rolety pozasłaniane, światła pogaszone, tylko jedna mała lampka nad stołem w kuchni. I ja sobie pod tą lampką siedzę, czytam albo spaceruję po stronach internetowych. Piję herbatę. Czuję się wtedy, jakbym była sama na świecie...

PAPROCH pisze...

A gdzie to zdjęcie z winem jest zrobione?

mamuśka pisze...

Zgaduj zgadula. Przecież znasz to miejsce.

tataradka pisze...

Na Kościuszki...?

mamuśka pisze...

Zgadłeś:)))

PAPROCH pisze...

No ja też tak myślałam, ale nie byłam pewna :-)