poniedziałek, 2 stycznia 2017

Bon nadal, czyli Wesołych Świąt

Tymczasem nastąpiła sobota, czyli dzień barszczu.
Mała M. uznała, że barszczu jest za mało.
Syn, który barszcz kupował, w poczuciu winy zobowiązał się pojechać po dolewkę.
Po śniadaniowej dyskusji kto z kim, dokąd, w jakiej kolejności i kiedy, pojechaliśmy wszyscy, "bo może będą jeszcze jarmarki świąteczne", do stacji Sagrada Familia, czyli oczywiście pod słynny kościół.
Jarmarki skończyły się dzień wcześniej, o było według Syna "bez sensu". Według mnie też.
Udaliśmy się zatem na Carrer de Sicilia, czyli ulicę Sycylijską (!) do polskiego sklepu Krakowiak, w którym wszystko jest polskie - barszcz czerwony i żurek, pierogi z grzybami i kapusta kiszona, i kwaszone ogórki, pasztety z Indykpola, koreczki śledziowe, oczywiście polska wódka i soki z Tymbarka, i soki Kubusie, i piwo Żywiec.
Także kasza gryczana i kasza jęczmienna, pierniczki, szyneczka, kiełbasa żywiecka oraz ptasie mleczko. 
A kto by to wszystko wymówił!!!!
W polskim sklepie Krakowiak mówi się też po polsku.
Dzień dobry i do widzenia, a nie żadne "ola"
Niestety, płaci się całkiem nie po polsku!
Super.
Barszcz jest, pierogi są (M. ulepiła własnymi ręcami)
Śledzie obecne, opłatek prosto z Polski. 
Kapusta z grzybami.
Wigilię czas zacząć.
Było świetnie, było serdecznie, wesoło, smacznie i nastrojowo.
Choć może nie do końca tradycyjnie.
Mikołaj przytargał prezenty. 

Wham śpiewał Last  Christmas i piliśmy hiszpańskie, czerwone wino. 
Na deser obok pierniczków królował turrón w czekoladzie.
Było pięknie.

3 komentarze:

PAPROCH pisze...

Święta bez Last Christmas to jak kawa bez czegoś słodkiego ;-) Da się przełknąć, ale co to za frajda? ;-)

mamuśka pisze...

Ale to smutna piosenka w gruncie rzeczy.

PAPROCH pisze...

W gruncie rzeczy tak.
Ale cudna i tak.