sobota, 7 stycznia 2017

Jak to miło wędrować z plecakiem...

...i raniutko na jasny wyjść świat!
No, nie tak raniutko.
Ale z plecakami i innymi tobołkami.
Zrobiliśmy trzy kursy przed obiadem, a wieczorem jeszcze jeden.
Nosiliśmy plecaki, torby, garnki, karimaty, śpiwory, czajnik,  dwa pluszaki, lampę, kwiaty i choinkę.
Na swoją kolej czekały buty, pościel, spożywcze zapasy i laptopy.
Syn zawiózł rower.
Za każdym razem wzdychał: "mamy za dużo rzeczy"
M. była przeciwnego zdania.
- Mamy do zagospodarowania sześć pomieszczeń!
Faktycznie. Wszystko zależy od punktu widzenia. 
I noszenia.



A następnego dnia była środa i już tylko wracałam.
Tym razem, na szczęście bez większych przygód.
Po dwunastu godzinach podróży wdrapywałam się na swoje czwarte piętro i myślałam, że jednak najlepiej w domu.
Ale odkrycie!!!!




4 komentarze:

PAPROCH pisze...

Strasznie szybko Wam zleciała ta środa :-)

mamuśka pisze...

Mnie nie za bardzo

PAPROCH pisze...

Tak jest opisany, jakby mignął...

mamuśka pisze...

To już mi się wydaje tak dawno, że zapomniałam:)