poniedziałek, 12 czerwca 2017

Duch Melania

Miśka pojawia się wesoło, otwarcie. 
Jeżeli nawet cicho nadchodzi, to już z daleka mruczy, albo pomiaukuje.
Skacze odważnie z oparcia kanapy i łup o ziemię.
Galopuje po mieszkaniu, tupiąc głośno. 
Robi nagłe zwroty, podskakuje za ćmą wysoko na ścianę, szybę, kłapie zębami.
Turla długopis po podłodze.
Szura stolikiem, wygrzebując spod niego ulubioną, zieloną, myszkę.
Przesuwa miskę z mięskiem.
Z szurgotem korzysta ze swojej drapaczki.
Miśka nie kryje się ze swoją "miśkowatością" 

Mela pojawia się, jak królik z kapelusza.
Wychodzi bezszelestnie z sofy, przemyka pod ścianami, jak cichociemny.
Była na oknie. Już jest na laptopie. Na krześle. W donicy z kwiatkami. 
Nie hałasuje. Nie miauczy. Nie stuka pazurkami. UFO!
Wychodzę z kuchni i myślę sobie : "ciekawe, gdzie jest Melka?".
Wracam do kuchni - a kuku! siedzi na parapecie, nieruchoma i zagadkowa, jak sfinks.
- Cześć! - mówię do niej. Nie odpowiada. 
Bursztynowe oczy wyglądają, jak obwiedzione eyelinerem. Nie mruga.
Za chwilę już jej nie ma. Pręgowany ogon znika pod zieloną narzutą. 
- Wyjdź Melka!- mówię po jakimś czasie do kanapy.- Kolacja!
Melka nie wychodzi. Zaglądam. Pusto. 
Zawracam do kuchni. Oo!
Przycupnięta na środku przedpokoju, śledzi uważnie moje ruchy.
Gdy tylko robię krok, smyrga pod stół.
Da się skusić śmietanką, albo świeżą wołowinką.
Znika w momencie, gdy na dwie sekundy odwracam się, żeby wytrzeć ręce.
Miśka obżera się w najlepsze.
- Gdzie Melka ?- pytam ją.
Macha tylko lekceważąco ogonem. 
Zadowolona, że więcej dla niej zostało.

Melka, czujna w jakimś kącie, czeka, żeby znowu zmaterializować się, niczym Jedi.
Niech moc będzie z nami!