sobota, 25 listopada 2017

Niuniuś


Podobny obraz

Byłam sobie w Carrefourze ulubionym.
Stała przede mną w kolejce do kasy urocza rodzinka z dwójką dzieci.
Jedno z nich było słodkim, maciupeńkim bobasem w foteliku - kołysce.
Ach! Jakim słodkim! Bobasem. 
Doskonałą miniaturką człowieka. 

Paluszki, paznokietki, nosek.
Oczka, czyste jak szafiry.
Słodkie kapciuszki.
Czapeczka maleńka.
Calineczka!

Pierwsza myśl - chcę taką!  
Wnuczusię! Słodzinkę!
Albo wnuczusia drugiego. Słodziaka.

I tak sobie szłam, marząc, do wyjścia. 
A przy wyjściu minęła mnie kobita z chłopem.
Chłop, jak się patrzy. Na schwał. Wysoki, jak brzoza.
W wieku chrystusowym. Mniej więcej.
Kobieta w wieku senioralnym. Ufryzowana. Dama.

- Ja już nie mogę na takie zakupy chodzić! - poskarżyła się Dama  do pleców młodziana - Źle się czuję, Niuniuś!

Niuniuś nie zareagował. Mnie zatkało. Kakało!

Myśli galopada!
Wszak ten Niuniuś słodkim brzdącem był. Kiedyś.
Maleństwem, wymarzonym przez podległą instynktowi macierzyńskiemu rodzicielkę.
Nieświadomą, albo otumanioną niepamięcią o konsekwencjach poczęcia. 

O tych osławionych kupach. pieluchach, gilach i kolkach.
O głośnych ze słodziakiem nocach i cichych dniach z mężem.
O wyplutym szpinaku, wyciu w sklepach z zabawkami, nudnych wywiadówkach, powtórkach z algebry.
O tych wszystkich "daj", "chcę" , "nie mogę" "później".
O osłabiających wiarę w zdolności rodzicielskie "nie", "nie" i:  "nie, bo nie".
O drżeniach serca przy wszystkich  Maleństwa wyjazdach, wylotach, wyprawach, wyzwaniach i zakochaniach. 
O zszarpanych nerwach. 
O wyrzutach sumienia z powodu własnej wściekłości. Na dziecko.
O chęci ucieczki, gdzie pieprz rośnie.
O łzach. I zranionym sercu.
Własnym i jego - Dziecka.
Ile nocy, ile dni, ile lat...!!!

Już przy wylocie z parkingu carfurowego miałam konkluzję: natura po prostu nabija nas w butelkę, czyniąc z młodego ssaka istotę tak przecudną i doskonałą. Na początku.
Na zachętę.
Na zanętę.
Żeby nie można się było oprzeć! 
Cudnemu Maleństwu!
Uch!! 

Obejrzałam się i zobaczyłam, że Niuniuś otworzył swojej mamusi  drzwi samochodu i pomógł jej wsiąść.
No, chociaż...!!!
 

4 komentarze:

PAPROCH pisze...

No chociaż :-)
Ja już chyba się uodporniłam na wdzięki bobasów ;-)

mamuśka pisze...

A ja ciągle nie!

mamuśka pisze...

W ogóle rozczulają mnie różne małe stworzonka :)

PAPROCH pisze...

Mnie też. Ale ludzkie najmniej :-D