środa, 24 września 2008

Strona Łukasików-wujkowie i wujenki

Wujek Janek, ułan

Pierworodnym synem dziadka Antoniego był Bronek.  
Pamiętam go jako wysokiego i bardzo chudego faceta o zapadniętych policzkach. Pachniał naftaliną. Nie wiem, kiedy rozwiódł się z pierwszą żoną. Miał z nią córkę Alinę, której chyba nigdy nie poznałam. Mieszkała na Złotnie z mężem i dwiema córkami. 
Mama od czasu do czasu przynosiła jakieś wieści o nich.
Wujek Bronek miał potem jeszcze dwie żony, Klarę i Melanię. Z którąś z nich mieszkał na Dachowej, malutkiej uliczce na Chojnach. Byłam tam raz. Pamiętam śmierdzące rynsztoki, pełne brunatnych, pienistych ścieków.
Jednak najbardziej kojarzy mi się wujek Bronek z ciocią Józią. Myślałam nawet, że są małżeństwem! 
Ale oni byli rodzeństwem.
 Józia była o rok starsza. Przez długi czas mieszkali razem w malutkim mieszkanku przy Zakątnej. W środku królowały dwa łóżka wysoko zasłane pościelą i nakryte kordonkowymi narzutami.
Wujek Bronek czasami przychodził do nas w odwiedziny. Raz, czy dwa przyniósł duży słój ze złocistym, płynnym miodem, przywieziony ze wsi. Miód stał potem miesiącami na dolnej półce w szafie, chowany na specjalne okazje. Zdaje się, że także do wódki, którą tata przyrządzał ze spirytusu, wody i karmelu.
Wujek poza tym zadziwiał wszystkich tym, że nie miał dużej części żołądka, którą wycięli mu z powodu wrzodów, a może raka? Żył jeszcze potem długie lata. Zmarł w 1980r.
Wujek Wincenty prawie w ogóle nie pozostał w mojej pamięci. Mieszkał w Ozorkowie z ciotką Anią i dziećmi, Janką i Michałem. Kilka razy tam byliśmy. 

Podróż była koszmarnie długa, telepiącym się tramwajem, o twardych siedzeniach z drewnianych klepek. 
Wujek był niski, pewnie podobny do dziadka Antoniego. 
Najlepiej zapamiętałam ślub i wesele jego córki Janeczki. 
Najpierw cierpiałam straszliwie - Mama kupiła dla panny młodej białe lewkonie, kwiaty z ...korzeniami! Wydawało mi się to tak niestosowne, że odmówiłam ich trzymania. 
Ślub odbywał się w dużym kościele, Janeczka wyglądała olśniewająco. Pan młody, Włodek, jakby mniej... 
Potem było wesele, bardzo huczne. Dzieci biegały samopas między stołami, nikt nas nie pilnował. Późną nocą ktoś zgarnął nas do mieszkania i poszliśmy spać w ciasnym, niskim pokoju pod spadzistym dachem. Lewkonii nie lubię do tej pory!
Dwaj wujkowie, rodzeni bracia Mamy, to tylko historia. 

 Szczepan, starszy od Sabinki o dwa lata, zmarł na gruźlicę w 1937 roku. Ze zdjęcia zrobionego rok wcześniej patrzy szczupły chłopak o wydatnych ustach, krótko ostrzyżony. Żył tylko 23 lata.
Janek, równolatek mojego Taty, był ułanem. 

Ożenił się z panną z sąsiedniej wsi, Helenką. Mieli dwoje dzieci, które stracili. Pewnie zmarły na jedną z licznych zakaźnych chorób, na które nie stosowano żadnych szczepionek. 
Janek ułan, zginął w 1943 roku. Nie wiem gdzie. Nie wiem w jakich okolicznościach. Pochowany jest na cmentarzu obok swojej matki.

Brak komentarzy: