sobota, 27 września 2008

Ciotki i pociotki

Ciocia Józia z Heniem


Swoje ciotki poznałam lepiej. 
Najstarsza z nich, przyrodnia siostra Mamy, Józia, była pierwszym dzieckiem mojego dziadka. 
Wyszła za mąż, za Mietka Wawrzyniaka. 
W 1930 roku urodził im się syn, Henio. Wawrzyniak pił. Tak mówiła Mama.
 Zresztą , wtedy pewnie mało kto nie pił! 
Ciotka wygoniła go z domu. Nie wiem, kiedy to było. Na zdjęciu z trzyletnim Heniem jest sama.
Niewiele wiem o cioci Józi. Na pewno pomagała Mamie, gdy ta przyjechała do Łodzi. 

Gdzie pracowała? Nie wiem. Straciła Henia w 1948roku. 
Często chodziła do niego na cmentarz.. 
Mieszkała sama, potem z Bronkiem. Później, w latach 70-tych związała się ze starszym facetem, wyszła za niego za mąż i zamieszkała w jego domku na Retkini, zresztą ku wielkiemu niezadowoleniu jego córki. 
Staniszewski umarł w 1980 r. 
Józia wróciła do swojego mieszkania na Zakątnej. Była coraz bardziej nieudolna, traciła pamięć. Zginęła tragicznie we własnym mieszkaniu w pożarze. Prawdopodobnie nie wyłączyła na noc maszynki elektrycznej. Miała 87 lat.
Po cioci Józi została mi na pamiątkę gruba, srebrna obrączka z wygrawerowaną datą 21.II.27 i literami J.S. 

Czyja to obrączka? 
Poza tym dostałam, od niej komplet sześciu białych, porcelanowych filiżanek i talerzyków ze złotym paskiem. Z fabryki porcelany "Karolina". 
Filiżanek prawie nigdy nie używam. Boję się, że się potłuką i nie będzie już żadnego śladu po cioci Józi Wawrzyniakowej.
Babcia Antonina jako pierwszą urodziła dziewczynkę. Dali jej na imię... Antonina.Ciotka Antosia była niewysoka, bardzo piegowata i miała wesołą , okrągłą twarz. 

Miała 22 lata, gdy urodziła nieślubne dziecko, chłopca. Czy wygonili ją z domu? Nie wiem. 
Wtedy mniej więcej, zabrała moją Mamę, a swoją siostrę Sabinę i z małym Stasiem wyjechała do Łodzi. Staś (dostał imię po ojcu) nazywał się Łukasik. Następny Stasiek pojawił się w życiu mojej ciotki Antosi przed wojną. Był młodszy od niej o 7 lat. Nie od razu się pobrali. Najpierw urodziła się Bożenka (w 1939), którą zresztą wszyscy nazywali Zosią. Podobno wszystkie dziewczynki urodzone w czasie okupacji niemieckiej dostawały na imię Bożena albo Krystyna!
Wujek Stasiek Błaszczyk został wywieziony do Niemiec na roboty. Bożenka-Zosia dorastała bez ojca. Dopiero po wojnie jej rodzice wzięli ślub i urodził się jej brat, Felek. 

Błaszczykowie mieszkali na Dąbrowie, na ulicy Anczyca. 
Kiedy byłam mała, ta część Łodzi wyglądała, jak wieś. 
Nieskanalizowane domy, właściwie domki. Każdy w ogródku za siatką. Rynsztokami płynęły pomyje. 
Domek na Anczyca był parterowy, drewniany chyba, składał się z kuchni i jednej izby. W ogródku stała wygódka z serduszkiem w drzwiach. 
Grządki pełne były kwiatów: irysy, peonie, tulipany, gladiole, lwie paszcze... Przy ścianie domu pięły się malwy. Rosło też kilka drzew owocowych, na pewno wiśnie, jabłonie grusze. Agrest i porzeczki. Marchewka, którą ciotka raczyła nas, wyrwaną z ziemi i opłukaną pod studnią. Bujny, zielony koperek. Żółta, słodka fasolka w sprężystych strączkach.
Latem zawsze dostawaliśmy do picia kwas chlebowy. 

Wracaliśmy stamtąd z naręczami kwiatów. 
Na rogu Dąbrowskiego i Kilińskiego trzeba się było przesiadać na tramwaj 1-nkę. To była daleka wyprawa.
W latach 60-tych domki przy Anczyca zburzono. 

Błaszczykowie dostali mieszkanie po drugiej stronie osiedla. Dwa pokoje w amfiladzie i kuchnię. Kuchnia nie miała okna. W pokoju Felka mieścił się tapczan i nic więcej. 
Zosia była już "na swoim". 
Wujek Stasiek nie pożył długo w tej ciasnocie. Zmarł w 1971r. 
Ciotka Antosia została sama. Coraz bardziej dziwaczała. Znosiła do domu różne rupiecie. Mieszkała głównie na działkach. Rodzice coraz rzadziej ją odwiedzali. Przestała ich chyba poznawać. Umarła w 1990r. Miała 82 lata.
O kolejnej mojej ciotce Marii, urodzonej dwa lata po Antosi, nie wiem prawie nic. Nie wiem, czy wyszła za mąż, za ojca swojego syna. 

Stasia urodziła , gdy miała 25 lat. Trzy lata później zmarła. Zdaje się, że w jakichś tragicznych okolicznościach. Podobno się odchudzała. Gruźlica? Nie wiem.
Dwie ciotki, siostry Mamy, o których wiem najwięcej, to Celina i Anna. O nich musi być całkiem oddzielny wpis.

2 komentarze:

PAPROCH pisze...

Ale u tych Błaszczyków musiało być fajnie! Wyobrażam sobie tę marchew i naręcza kwiatów:-)
A ciotka Maria... Może miała anoreksję? Przecież na pewno zdarzały się już wówczas przypadki tej choroby, choć się o nich nie mówiło, nie wiedziano co to jest... Chociaż pewnie masz rację z tą gruźlicą...

mamuśka pisze...

Dla ciebie to ciocia-babcia:)