wtorek, 7 października 2008

Ciotka Celina

Celina, Celina, Celina...

Ciotkę Celinę wyobrażam sobie jako chudą, kościstą chłopczycę. 
Była chyba najładniejsza z sióstr. Pewnie też miała tego świadomość, bo w albumie mam kolekcję jej zdjęć z okresu wojny. 
Celina sama, Celina z koleżanką, Celina w kapeluszu, Celina z kwiatem ... Zdjęcia z atelier fotograficznego. Rozdawała je chłopakom? 
W czasie wojny miała dwadzieścia kilka lat. Była pełna energii. Mieszkała w Łodzi. Pracowała w jakimś sklepie? Na pewno "załatwiała" dla sióstr dodatkowe kartki żywnościowe. Była zaradna.
Wtedy, nie do końca wiem, w jakich okolicznościach, poznała Kazika Dobronia, młodszego brata Janka. 

Może się zakochała? Może jej coś obiecywał? 
Wywieziony do Niemiec na roboty już nie wrócił do Polski. 
60 lat później ciotka Celina mówiła mi o tym z goryczą i żalem. I ze złością. Nie wybaczyła mu. Nie zapomniała.
W 1945 roku to ona znalazła mieszkanie dla siebie i Sabiny. 

Zdewastowany pokój bez podłogi, na trzecim piętrze, w kamienicy na Bałutach. Kiedyś mieszkali tam Żydzi. Podłogi zerwali, żeby mieć czym palić w piecu. Kilkaset metrów dalej przebiegała granica żydowskiego getta.
W mieszkaniu nie było poza tym wody ani ubikacji. 

Studnia w podwórku nie działała . Trzeba było wędrować z wiadrami do kamienicy naprzeciwko. 
Ciotka pracowała w szwalni. Skądś wytrzasnęła maszynę do szycia i dorabiała w domu.Wprowadziła do szwalni Sabinę. Życie zaczynało się układać.
Nie wiem kiedy i jak Celina poznała drugiego Kazika, Kumpickiego

Kazik pochodził ze wschodu. Znalazł się w centralnej Polsce razem z bratem. Celina miała już chyba dość mieszkania z siostrą, jej mężem i małym siostrzeńcem , który płakał po nocach i nie dawał się wyspać. 
Wyszła za mąż za Kazika. 
Zamieszkali w ciemnym, ponurym mieszkaniu, na parterze oficyny przy ulicy Nowomiejskiej. Mieszkanie składało się z dwóch pomieszczeń. Pokoju, z oknem na ciemne podwórko i kuchni bez okna.
Pamiętam to długie podwórko, którym wędrowało się od bramy. Potem rozszerzało się w mały placyk, w kącie którego było wejście do ciemnego korytarza. Obok schodów na piętro skręcało się w lewo do ciotki. Drzwi dalej była ubikacja.
W kuchni ciotka Celina szyła. Miała coraz więcej klientek. 

Zachorowała na anemię . W pracy mdlała. Nie wiem, czy z tego powodu, ale poszła potem na rentę. 
W 1950 roku, jesienią, urodziła dziewczynkę, której dali na imię Regina. Królowa. Hmm....
Odkąd pamiętam, kuchnia u ciotki zawsze była pełna tkanin, nici, pociętych strzępków, guzików, papierowych form, szpilek, naparstków, mydła krawieckiego... 

Na szyi Celiny zawsze wisiał centymetr. 
Była chuda i złośliwa. 
Wszystkie sukienki szyła mi na wyrost - zawsze były za długie. 
Szyła mi sporo, nie wiem, czy gratis, czy tylko taniej. 
Szyła mi sukienkę do komunii. Poszła też ze mną po buty, do hali targowej na Północnej. Buty były przecenione. Bardzo mi się nie podobały. Były "babcine", z białego zamszu, z ażurkiem i szerokim, szytym rantem podeszwy. Może dzisiaj uchodziłyby za ładne:) Wtedy dziewczynki nosiły zupełnie inne buty. 
Mamie chyba też się nie podobały, bo kupiła mi inne! Z paseczkiem, plastikowe! Nie wiem, czy ciotka to zauważyła.
Nie pamiętam, czy dostawałam od niej jakieś prezenty. Była moją matką chrzestną, ale nie miałam z nią dobrego kontaktu. Wyznawała zasadę, że dzieci nie mają głosu.
Kiedy okazało się, że mamy przeprowadzić się na Retkinię, Celina była jedną z tych, które krytykowały pomysł. Myślę, że mocno stał za tym wujek Kazik. Zawsze był agresywnym malkontentem. 

Duży, grubokościsty, prostacki, mimo że niewątpliwie przystojny. 
Nie wiem, dlaczego ożenił się z Celiną. Był od niej młodszy o 6 lat. 
Może szukał stabilizacji w tych trudnych, powojennych czasach. 
Uwielbiał motocykle, grzyby i bimber. 
W czasie świątecznych, rodzinnych spotkań mówił najgłośniej i zawsze upierał się przy swoich racjach. 
Celina przy Kaziku dziwnie cichła, malała. Co najwyżej wtórowała mu i przytakiwała. 
Kazik przez jakiś czas pracował w CeTeBe. Centrali tekstylno-bawełnianej. Albo tekstyliów bawełnianych...Wszystko jedno. 
Przynosił próbki materiałów. Małe prostokąty, posklejane na brzegu- jeden wzór w kilkunastu kolorach. 
Kwiatki, paski, kratki. Różne faktury. 
Dostawałam je dla lalek. To było fajne, ekscytujące. 
Szyłam pościel, spódniczki na gumkę bluzki... 
Kawałek nowego, kolorowego materiału pociągał mnie tak, jak czysta kartka papieru, prowokował. Może z tamtych szmatek wyrosła moja umiejętność szycia?
Kazik zaczął chorować na astmę. Poszedł na rentę. 

Nie wiem, jak oni to robili, ale mieli zawsze dosyć pieniędzy. 
Których zresztą nie wydawali "na próżno". Kupowali różne dobra. Pościel, artykuły AGD, dwie lodówki... 
We wczesnych latach 70-tych wyprowadzili się do bloków. 
Mieszkanie mieli większe od naszego, trzypokojowe. Na czwartym pietrze, "żeby nikt nad głową nie chodził". 
To piętro z czasem zemściło się na nich. Wujek coraz gorzej chodził, używał laski. Na Celinie spoczęły wszystkie obowiązki. Przez lata jeździła dwa razy w tygodniu na Bałucki Rynek (bezpłatnie, bo jest po 70-dziesiątce). Woziła zakupy - na rynku najtaniej. 
Czasami, jak mi się kiedyś zwierzyła, jeździła dwa razy dziennie, bo jednorazowo już nie mogła tyle udźwignąć... 
Ma 88 lat. Wciąż jest sprawna. Umysłowo i fizycznie. Szybko chodzi. Szybko mówi. Panuje nad sytuacją. Żyje.
Kazik zmarł w zeszłym roku. Celina została sama...

3 komentarze:

PAPROCH pisze...

Chyba pamiętam te "książeczki" z materiałów. Czy to możliwe?!:-o

mamuśka pisze...

Możliwe. Z materiału w fioletową kratkę uszyłam sukienkę dla laki w twoim przedszkolu:))

mamuśka pisze...

Aneks: Celina zmarła w lipcu, 2010r.