środa, 22 października 2008

Renia


Renia, czyli córka Celiny i Kazika. Rocznik 1950.
Renia była kiedyś chuda. Na zdjęciu od komunii ma nogi jak patyki. Chuda i nieśmiała.
Uczyła się tak sobie. 

Liceum skończyła z jakimiś oporami. Wtedy też zaczęła tyć. 
Robiła się grubsza i grubsza. Miała ładną, miłą twarz i niekształtne ciało. 
Jak na ironię jej pasją i miłością były tańce figurowe na lodzie. 
Oglądała zawody, chodziła na rewie, znała nazwiska tancerzy, kolekcjonowała zdjęcia. Wyobrażam sobie, że musiała bardzo cierpieć patrząc najpierw na zgrabne, lekkie tancerki, a potem na siebie w lustrze. Nigdy nie słyszałam, żeby miała jakiegoś chłopaka, kolegę czy mężczyznę.
Po liceum poszła do pracy. Była urzędniczką w banku. 

Wyjeżdżała regularnie na wczasy. Chodziła do kina, do teatru. 
Zawsze z koleżankami, ze znajomymi. Nigdy z facetem... 
Rzadko bywała na imprezach rodzinnych, unikała spotkań. 
Może nie wiedziała, jak rozmawiać z nami. Stosunkowo najlepszy kontakt miała zawsze z Krysią, naszą cioteczną siostrą.
Nigdy się nie usamodzielniła. 

W połowie lat 70-tych przeprowadziła się z rodzicami do nowego mieszkania w blokach na Radogoszczu. Miała tam swój pokój. Swój telewizor.
Byłam u ciotki kilka razy. 

Renia prawie zawsze siedziała u siebie w pokoju. Tak było również wtedy, gdy pojechaliśmy zaprosić ich na nasz ślub. 
Renia na ślub nie przyszła. Nie miałam jej tego za złe.
Właściwie, to ją lubiłam. 

Trochę jej współczułam. 
Zawsze pamiętałam o tym, że kiedyś, gdy byłam małą dziewczynką, Renia oddała mi swoją malutką laleczkę razem z zestawem uszytych przez nią, miniaturowych ubranek, łóżeczkiem z pudełka i pościelką...
Ta laleczka na długo stała się moją ulubioną. Była wielkości środkowego palca. Mogłam ją zawsze mieć przy sobie.
Kiedy Renia skończyła 40-stkę, zaczęła chorować. Wszystko to wiedziałam od Mamy. Sprzedawała mi takie rewelacje, że Renia nie chce iść do ginekologa, bo się wstydzi... Miała jakieś kłopoty z piersiami. 

Potem okazało się, że ma cukrzycę. 
Celina walczyła z nią o niejedzenie słodyczy. Po jakimś czasie Renia schudła. A jeszcze później dowiedziałam się, że ma problemy z jelitami.
"To chyba rak" - powiedziała mi Celina, bez większych zresztą emocji. Zrobiono operację. Było kilka lat spokoju. Chyba nawet wróciła na krótko do pracy. Niestety nastąpiła wznowa. 

Renia cierpiała długo. Umierała w domu. Powoli. Zmarła mając 56 lat.
Ciotka z wujkiem już kilka lat temu przygotowali dla rodziny grobowiec. Na cztery osoby. Czarny marmur za czarnym, metalowym ogrodzeniem. Renia wiedziała z góry, gdzie będzie jej grób...
Na pogrzebie jej rodzice nie płakali. Byli zadowoleni, że sprawili taki porządny, solidny grobowiec...

1 komentarz:

PAPROCH pisze...

Biedna Renia...