niedziela, 3 maja 2009

Kolejne pokolenie-Agnieszka


Najpierw Iwonie rósł brzuch. Jurek głaskał go, przykładał ucho i mówił "Duża Kopa i Mała Kopa". Już wtedy zaczęłam być "ciocią Wuwu". Miałam 18 lat i romantyczne wyobrażenie o świecie.
Tego dnia, 4-go października 1972 roku, Jurek zaprosił mnie i mamę na "Love story". Hit sezonu, wyciskacz łez. Dwie godziny przed filmem przybiegł do nas i oznajmił :"mam Agnieszkę". Żeby ukryć łzy wzruszenia schował się w kuchni, czyli za szafą. Mama płakała razem z nim. Ja nie wiedziałam, na co mam większą ochotę.
Do kina poszłyśmy we trzy, ja, mama i Anka. "Love story" dopełniło dzieła - ryczałam jak bóbr.
Zobaczyłam ją ze dwa tygodnie później. Mieszkali wtedy w wynajętym pokoju na Sowińskiego. Agnieszka leżała zawinięta w kocyk pośrodku swojego łóżeczka, które kupowałam razem z Jurkiem. POŚRODKU!! Dookoła było mnóstwo miejsca! Nigdy w życiu nie widziałam jeszcze takiego MAŁEGO dziecka! Pozwolili mi wziąć ją na ręce. Nigdy w życiu nie trzymałam jeszcze takiego LEKKIEGO dziecka!
Spojrzała na mnie ciemnymi oczami i byłam ugotowana. Chciałam mieć TAKIE ciałko, TAKIE oczka, TAKIE rączki, TAKIE stópki, chciałam mieć SWOJE WŁASNE!!!
Na swoje własne musiałam jeszcze dość długo czekać. Tymczasem nitki snuły się i motały nasze serca. Rok później zostałam chrzestną matką. Chrzest odbył się w tym samym kościele, w którym mnie chrzczono.Chrzestny Jurek, brat Iwony, spóźniał się. Iwona, zawsze pomysłowa, poprosiła obcego faceta, który chrzcił swoje dziecko, o zastępstwo. Wymienili się z Jurkiem w trakcie ceremonii!
Jechaliśmy samochodem do domu. Trzymałam słodką, grubą Agnieszkę na kolanach. Powolutku oskubywała białego goździka z bukietu i systematycznie wkładała sobie do buzi:))
Ja za chwilę miałam zostać studentką I-go roku psychologii. Osiemnaście lat później poszła w moje ślady.
Chodziłyśmy na spacery. Trzymała mnie za rękę, przytulała się. Zmieniałam jej pieluchy. Czytałam książeczki. Szyłam sukienki, nocne koszulki i ubranka dla lalek. Tarzałam się z nią w śniegu. Przyprowadzałam z przedszkola. Usypiałam. Kąpałam. Wyglądałyśmy razem przez okno, czekając na Jurka, Iwonę. Bawiłyśmy się w lekarza. Kupowałam jej prezenty na urodziny, na Gwiazdkę, na Dzień Dziecka.
Kilka lat później dostałam od niej życzenia z okazji... Dnia Matki. Zawsze wiedziałam, że jest trochę moja.
Z tłuściutkiego bobasa zaczęła wyrastać śliczna, wiotka dziewczynka. Miała piękne, migdałowe oczy i głowę w lokach. Na zdjęciach od I-wszej Komunii wygląda jak zamyślony anioł. Kiedy poszła do szkoły, przestałam jej być tak bardzo potrzebna. Wtedy była już starszą siostrzyczką. Przeoczyłam jej okres dorastania, miałam już swoje miłości, Andrzeja, Kasię...
W 1988 roku miała 16 lat. Chrzciliśmy Mateusza. Jakoś oczywiste było, że Agnieszka będzie chrzestną matką. Trochę tak, jakby mi się odwdzięczała. Była duża, odpowiedzialna. Spokojnie zostawiałam pod jej opieką dzieci.
Po maturze wybrała psychologię.
Potem: Jarek, piękny ślub, narodziny Aneczki, Kubusia, kolejne szczeble w karierze...
Teraz jest piękną, dojrzałą kobietą. Ma w sobie spokój i pewną kocią leniwość i wdzięk. Od czasu do czasu, tak samo jak kiedyś, dawniej, w naszych tajemnych światach, kładzie mi głowę na ramieniu a ja głaszczę ją po włosach...:))



7 komentarzy:

PAPROCH pisze...

Jak ślicznie...
Tylko trudno uwierzyć, że była grubiutka;-)

mamuśka pisze...

Była, była... I te wielkie, niebieskie oczy:)))

PAPROCH pisze...

Niebieskie? Myślałam, że ona ma zielone!

mamuśka pisze...

Niebieskie. Sprawdziłam na zdjęciu:))

PAPROCH pisze...

Dziś sprawdziłam na żywo. Faktycznie niebieskie!:-)

mamuśka pisze...

Nie zdziwiła się, że jej w oczy zaglądasz?

PAPROCH pisze...

Nie zaglądałam nachalnie ;-p Po prostu przyjrzałam jej się jak rozmawiała przez telefon i spojrzała na mnie:-)