niedziela, 31 maja 2009

MIŁOŚĆ

















W kalendarzu z 1980 roku przy dacie 30-tego sierpnia napis "Andrzej". Potem jak lawina kropki, wykrzykniki, serduszka i kwiatki.
W
Gdańsku Wałęsa podpisywał swoim wielkim długopisem porozumienia z rządem. Te wielkie wydarzenia niknęły w cieniu naszego zafascynowania sobą.
Spotykaliśmy się codziennie. No, prawie codziennie. Chodziliśmy znowu do kina, do teatru, na spotkania towarzyskie. W wolną sobotę, we wrześniu, pojechaliśmy do Anki, do Piotrkowa (odrabiali tam z Tomkiem stypendium). Odwiedziliśmy Wiesię i Grzegorza w Pabianicach. Obnosiliśmy się z naszym szczęściem, które kipiało.
We wrześniu, w połowie września, dokładnie 15-go września, usłyszałam:
- Kocham cię grubasie.
Leżeliśmy na moim wąskim, panieńskim tapczanie i patrzył na mnie z góry tymi błękitnymi oczami. Wiedziałam, że to ważne i prawdziwe wyznanie. Nie lubił używać wielkich słów. Świat wirował. Bałam się, że obudzę się z tego snu i wszystko zniknie.
Pod koniec października przyszedł na imieniny mamy. Była jak zwykle cała rodzinka.
- To mężczyzna mojego życia- przedstawiłam go. Proroczo?
Wszyscy zamilkli. Byli skonsternowani. Miałam to w nosie. A nawet , powiedzmy sobie szczerze, byłam zadowolona z efektu.
21-wszy listopada był dość ponurym dniem. Pracowałam po południu. Po pracy byłam jeszcze umówiona do dentysty. Tego dentystę zresztą załatwił mi Andrzej. Pierwszy raz w życiu chodziłam do prywatnego lekarza. Czułam się z tym nieomal luksusowo. Ale wizyta była późnym wieczorem. Byłam zmęczona. Spotkaliśmy się w poczekalni u doktora Korczyńskiego. Miał gabinet w mieszkaniu, a poczekalnia to był po prostu przedpokój. Umeblowany i urządzony dawno temu, przywodził na myśl lata 60-te. Andrzej przyszedł z kwiatami w celofanie, ale jakoś nie skojarzyłam ich ze mną!!! Nie wiem, o czym myślałam.
Odwiózł mnie do domu. Pamiętam ten swój nastrój, znużenia, niezadowolenia z siebie. Wyglądałam niezbyt atrakcyjnie, chyba miałam nieświeże włosy. Rano włożyłam uszytą przez siebie spódnicę z wełnianej tkaniny w szaro-zielone prążki. Pogrubiała mnie, ale była ciepła. Do tego brązowy, włóczkowy sweter, również własnego wyrobu. Właściwie, chciałam się szybko położyć. Następnego dnia była zwykła , "pracująca" sobota. Od 8.00 miałam poumawianych pacjentów, po południu mieliśmy iść do kina na "Konopielkę", a potem jeszcze na jakąś imprezę do Joli.
- Lepiej usiądź-powiedział nagle.
Usiadłam posłusznie.
- Mam taki pomysł... może byśmy się pobrali?
Dobrze, że usiadłam. Nie wiem, co powiedziałam. Podobno, że się zastanowię!!!! Nie pamiętam kilkunastu kolejnych minut.
"Może byśmy się pobrali" przebijało się do mojego mózgu dość długo. Czy wreszcie powiedziałam, że tak? Na to wygląda, chociaż tego też nie pamiętam.
Bukiet, piękna, wytworna strelicja, stał bardzo długo. Na szczęście, bo może cały czas myślałabym, że to sen!!!!!!
Oficjalnie poprosił o moją rękę na uroczystej kolacji z rodzicami, jego i moimi, w Nowy Rok. Dostałam złoty pierścionek z malutkim turkusem. Pierścionek był trochę za luźny, nosiłam go na środkowym palcu. I ciągle oglądałam:))))

Mijał siódmy miesiąc naszej znajomości
.
Zostaliśmy NARZECZONYMI!

Z łatwością
otworzyłeś mnie
na oścież,
odgadując szyfry.

I próżno mi walczyć z Tobą
i płakać,
i szukać dróg
do ucieczki.

Spętana Twoim ciałem,
bezsilna,
krzyczę w usta
kneblujące pocałunkiem.

- Cicho, głupia! -
zżyma się dobry Bóg
na błękitnej łące.
- To przecież
odnalazła cię
MIŁOŚĆ .


5 komentarzy:

PAPROCH pisze...

Grubasie???
Aha, ten wiersz znam i zawsze strasznie mi się podobał:-)

mamuśka pisze...

Grubasie:)) Chyba tak na przekór.
Chociaż wtedy byłam grubsza niż teraz

agacioszka pisze...

Jakie to romantyczne!!!! Naprawdę fantastyczne!!!! Aż słów brakuje, żeby powiedzieć, jak się to czyta. Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział :)

mamuśka pisze...

Ach, zawstydza mnie Pani, Agato!!

agacioszka pisze...

Nie taki jest mój cel :)
Ale naprawdę wspaniała to lektura.