wtorek, 16 lutego 2010

Bajeczka dla siebie samej












Dzień dobiegał końca. Zmęczone anioły przysiadały ze złożonymi skrzydłami na skraju łąki i wystawiały twarze ku słońcu. W powietrzu wisiała miła zapowiedź snu i zasłużonego odpoczynku. Nagle, gdzieś w oddali, podniósł się gwar, jakimś niepokojem powiało od Bramy. Z furkotem nadleciał Goniec i zadyszany wysapał:

- Jeszcze jedna! Potrzebna jeszcze jedna dziewczynka! Dziś trzynasty! Musi się urodzić trzynaście dziewczynek! Wiecie przecież, że rodzi się trzynaście. To nadzwyczajny dzień. Pośpieszcie się, za kwadrans północ!

- Weźmy tę z warkoczykami!

- Ale to jeszcze nie jej pora!

- Trudno! Urodzi się za to pod szczęśliwą datą.

Dwa anioły transportowe chwyciły pod ręce pyzatą dziewczynkę bawiącą się z motylem na Błękitnej Łące i poszybowały w kierunku Bramy. Dyżurujący Administrator w pośpiechu wypełniał księgi.

- Naprawdę, za dużo tej biurokracji...-mruczał z niezadowoleniem.

Dziewczynce z numerem 13 musiał jeszcze wykreślić rubryczkę „pamięć przed urodzeniem”. Z rozmachem postawił grubą i trochę za długą krechę...

***

Dom stał na uboczu. Był szary i niezauważalny. Taki dom, o którego istnieniu wiedziało się, ale właściwie nikt nie potrafił wskazać do niego drogi.

Dom był cichy i nieruchomy. Czas przesypywał się w nim jak szary piach i okrywał wszystko lepką, pylistą niepamięcią. Dni mijały monotonnie, jeden za drugim, nie zakłócone żadną barwą ani żadnym blaskiem. Tylko czasami na progu przysiadał nieokreślony, mglisty niepokój, któremu jednak daleko było i do tęsknoty i do rozpaczy.

Kobieta mieszkała w domu od dawna, sama nie wiedziała od kiedy. Ludzie rzadko zakłócali jej samotność. Zwierzęta przychodziły i odchodziły, zostawał tylko zapach ich sierści. Pory roku zmieniały się z porządną systematycznością.

Którejś wiosny niepokój rozpanoszył się po całym domu. Zupełnie nieoczekiwanie. Kobieta nie mogła się z nim uporać. Wdzierał się we wszystkie zakamarki, we wszystkie kąty, zaglądał do serca. Zdesperowana otworzyła okna, jakby szukała drogi do ucieczki.

Do środka wpadł nagle promień słońca przyczajony za szybą. Złotą strzałą ugodził w mały przedmiot na przeciwległej ścianie. Kobieta zadrżała.

Klamka! To była klamka! Klamka, na którą zamknięte były drzwi. Nikt, nigdy ich nie otwierał. Nie wiadomo było, co się za nimi kryje. Dawno temu Kobieta często podchodziła do drzwi. Czasem dotykała klamki i czuła jej gładki chłód, który sączył się powoli od palców do serca. Jednak drzwi pozostawały zamknięte. Z czasem oddaliły się za kurtynę kurzu i zapomnienia.

Teraz klamka lśniła w słońcu jak klejnot.

- Co jest za tymi drzwiami?- zapytał nagle cienki głosik.

Za oknem stał mały chłopiec z kędzierzawą czupryną.

- Nie wiem! - powiedziała Kobieta.

- Dlaczego ich nie otworzysz?

- Boję się. Nie wiem, co jest tam ukryte. One zawsze były zamknięte.

- Nigdy się tego nie dowiesz - powiedział chłopiec- jeśli nie naciśniesz klamki.

Kobieta podeszła wolno do drzwi. Klamka lśniła nadal, ale była dość zwyczajna. Trochę zakurzona. Bardzo lekko poddała się naciskowi ręki. Drzwi otworzyły się wolno, skrzypliwie.

Za drzwiami był pokój z dwoma oknami. Słońce kładło się drżącą, złotą smugą na ścianach i łóżkach zasłanych różowym atłasem. Na środku okrągłego stołu piętrzył się żółty makaron w białym półmisku. Pachniało rosołem. Ulicą za oknem przejechał nagle tramwaj z głośnym, raźnym dzwonieniem. Cichutko zabrzęczały szklanki w kredensie. Wszystko stało na s w o i m miejscu. Szafa z sosnowego drzewa, biały brzuchaty kredens, porcelanowa figurka na toaletce z wielkim lustrem. Wszystko jak...

- Basiuniu, daję ci już zupkę! - z kuchni wyszła niewysoka kobieta z ciężkim węzłem rudych włosów. W obu rękach niosła parujący talerz.

Uśmiechała się do kogoś. Spod stołu wynurzyła się potargana główka dziewczynki z warkoczykami. Basiunia!

- Co to jest? - zapytał chłopiec

Stał cały czas za oknem z brodą opartą na dłoni. Kobieta odpowiedziała cicho:

- To jest moje dzieciństwo. To jest moje z a p o m n i a n e dzieciństwo.

- Szczęściara z ciebie! – w jego głosie słychać było podziw - Mogę cię czasem odwiedzić?

- Oczywiście! - odparła- Oczywiście!

Czuła, jak rośnie w niej radość. Radość i śmiech. I śmiech!

***

Dom stał na uboczu. Właściwie, nikt nie potrafił wskazać do niego drogi, ale wystarczyło pójść dowolną uliczką i zawsze dochodziło się do białej furtki z numerem 13. Dalej ścieżka wiodła wśród drzew czereśniowych, różanych krzewów i pachnących żywicą świerków. Na gości czekała herbata w białych porcelanowych filiżankach ze złoconym brzegiem i słodkie bułeczki. Albo chrupiące rzodkiewki w pienistej śmietanie. Albo gładkie, soczyste czereśnie. Czas płynął tu swoim rytmem, każda godzina miała swoją barwę, swój zapach i dźwięk. Wydawało się, że wystarczy wyciągnąć rękę, a dotknie się istoty wszechświata...

Jednak najważniejsze było to, że można było pójść w kierunku białej furtki tak często, jak tylko miało się na to ochotę.

9 komentarzy:

PAPROCH pisze...

Jakie to ładne :-)

tataradka pisze...

No no! Siedzę sobie, nic nie robię, a staję się lepszy. A jakie koneksje mi rosną!

mamuśka pisze...

A co Cię tak ulepsza, kochany G.?

tataradka pisze...

To są wrażenia, których nie wyjaśnię.
Ja na potrzeby kołysanki dla swoich dzieci zaadaptowałem tekst ballady o Lewisie i Sterlingu, którzy się prali po mordzie, a moje wnuki będą miały bajki szyte na miarę!
A Kubusia Puchatka trzeba będzie siłą wyciągać z kąta. O!

mamuśka pisze...

O ile da się zapędzić do kata:)))
Jestem aż zawstydzona :)))

PAPROCH pisze...

Kubuś Puchatek to akurat nie najwspanialsza bajka wszech czasów. A do kąta zapewne się nie da zapędzić. Bardziej bym się martwiła o Malutką Czarownicę, Sceny z Życia Smoków i Brombę - moje kultowe książki z dzieciństwa... Ale chyba póki my pamiętamy, to jest duża szansa, że nasze dzieci będą to znać I lubić może nawet...:-)

PAPROCH pisze...

Ach, jeszcze Ratatuj:-)

Jurek pisze...

Siedzimy i czytamy Twoją bajkę. Piękna i poruszająca... P.S. (od Iw.)Mam ochotę otworzyć drzwi mojego dzieciństwa. Po raz pierwszy od dawna...

mamuśka pisze...

Każdy zapewne lubi inna bajkę Paprochu. Ja lubiłam Plastusia:)))
Kochani I i J. doceniam to, że napisaliście mi komentarz! Tą bajkę napisałam dawno temu. Moje dzieciństwo tak właśnie pachnie, rosołem...