sobota, 6 lutego 2010

Bajeczka


A to niespodzianka! Będzie bajeczka teraz!

Za górami, za lasami, za morzem, za rzeką, bardzo, bardzo daleko...

Tak zaczynają się bajeczki. Ta bajeczka dzieje się całkiem blisko, tuż, tuż.

Właśnie były święta. Białe, śnieżne Boże Narodzenie. Czas upływał miło pośród zapachu choinki i lukrowanych pierniczków. Wtedy zaczęła się ta historia. Wtedy zjawił się wśród nas ten mały , puchaty gość. Cztery łapki, sterczące uszka, niebieskie futerko i żółty brzuszek. Czarny, okrągły nosek i błyszczące oczka. Nazywał się MIKUŚ.

(- Nie, nie! – protestuje Mikuś cichutko. - Nazywałem się Mikuś Mikuła z Fabryki Kulesza Kuleszak.

Ma rację, ale przecież to okropnie długie imię dla takiego małego stworzonka)

Mikuś zamieszkał w pokoju dziecinnym. Dobrze mu się wiodło.

W pokoju dziecinnym było dużo zabawek. Mikuś bardzo lubił lalki. Mieszkały na trzech piętrach, w pokoikach ze szklanymi podłogami. Miały różowe i kremowe mebelki i były bardzo szczupłe i bardzo eleganckie.

Lalki zapraszały Mikusia na podwieczorki i na święta. Trochę było kłopotu z siadaniem do stołu, bo krzesełka z różowymi poduszeczkami były bardzo małe, a jedno miało nawet nadłamaną nogę i Mikuś czasem spadał.

Oprócz lalek w pokoiku o szklanych podłogach mieszkał Ken. Mikuś nie bardzo lubił Kena, bo był on trochę zarozumiały i chwalił się swoimi szerokimi barami i eleganckim ubraniem. Z tego powodu Mikuś czasami wolał odwiedzać zabawki z innych półek. Niebieski smok, zielony Marsjanin i kolczaste krokodyle były wprawdzie bardzo uprzejme, ale Marsjanin zbyt często gubił głowę, a smok szczerzył zęby. To wyglądało trochę niesamowicie.

(- Ale wcale się nie bałem!- mówi Mikuś szybciutko. Oj, nieładnie tak komuś ciągle przerywać! Więc Mikuś już nic nie odpowiada, ale chyba odrobinę się obraził. No, i dobrze! Może nasza historia potoczy się szybciej.)

Najmilsze były zabawki pluszowe. Misie, pieski, zajączki, zielona gąsienica z kokardą w paski, różowy słoń. Największa i najgrubsza z całego towarzystwa była Mama Hipowa, która opiekowała się swoimi dwoma Hipciami, Różowym i Żółtym. Mikuś przepadał za Mamą Hipową , bo była ciepła, miękka i miała zawsze w zapasie różne smakołyki w swojej przepastnej kieszeni. Czasami godziła pokłóconych, rozsądzała spory, a na dobranoc opowiadała bajki. Wtedy wszyscy siedzieli cichutko, a zanim bajka dobiegła końca, większość słuchaczy już spała.

Mama Hipowa miała żółty brzuszek, tak jak Mikuś . Ale Mikuś nie był hipopotamem. Był całkiem niezwykłym stworzonkiem, innym niż wszystkie. Wsród zabawek w pokoju dziecinnym nie było drugiego takiego, jak on. I dlatego po jakimś czasie Mikuś zaczął tęsknić. Właściwie, to sam nie wiedział, co to za dziwne uczucie zakrada się wieczorami do jego serduszka. Był smutny, nie chciało mu się słuchać bajek, przestał nawet odwiedzać lalki.

Pewnego wieczora do Mikusia przykicał Królik. Siedzieli sobie w milczeniu i patrzyli w ciemniejące okno, za którym wolno padał śnieg.

-Wiesz- odezwał się Mikuś- jakoś dziwnie się czuję.

-Hm!- mruknął Królik i poruszył różowym noskiem.

Potem znowu długo milczeli. Zrobiło się całkiem ciemno. Śnieżne płatki wirowały w świetle latarni jak zaczarowane.

-Może- powiedział wreszcie Królik z zadumą- trapi cię Tęsknota.

Mikuś się zmartwił. Nie za bardzo zrozumiał, co powiedział Królik, ale nie wyglądało to dobrze.

(- Bo byłem jeszcze mały i nie rozumiałem takich słów – mruczy Mikuś pod nosem, ale nie za głośno, żeby nie przeszkadzać.)

-Tęsknota – ciągnął Królik – najczęściej przychodzi jesienią. Albo zimą. Albo kiedy pada...

- Och! – zmartwił się Mikuś jeszcze bardziej. – Co można na to poradzić?

- Powinieneś mieć przyjaciela.

- Ale kto mógłby zostać moim przyjacielem. A może ty Króliku?...-zaproponował nieśmiało Mikuś.

Królik zastanowił się.

- Chyba mógłbym – zgodził się wreszcie. – Ale ja jestem właściwie samotnikiem. Nie będziesz miał ze mnie dużego pożytku. To powinien być ktoś...- Królik poruszył wąsami, wyglądał, jakby szukał odpowiedniego słowa-...mikusiowaty!

- No tak !- przytaknął Mikuś smutno.- Ale nie spotkałem jeszcze nikogo takiego.

- Wiesz co? – zamruczał Królik sennie(bardzo już był zmęczony tym myśleniem i przemawianiem)- Napisz do świętego Mikołaja. Zbliża się Gwiazdka. Mikołaj na Gwiazdkę spełnia różne życzenia. Tym bardziej, że to będą ,ooo...-ziewnął- twoje urodziny.

Napisz! Ba, łatwo powiedzieć! Przecież Mikuś nie umiał pisać. Zrobiło mu się bardzo smutno i ciężko na duszy. Królik spał. Wokół było ciemno i cicho. I trochę straszno. Mikuś skulił się, zamknął oczka i wreszcie usnął, z noskiem wtulonym w królicze futro.

***

Obudził się nagle, z uczuciem, że coś ważnego miało się stać tego dnia. Otworzył oczka. Zapach! To było coś nowego. Wczoraj pachniało zupełnie inaczej.

Zapach był niezwykły, intensywny i zdawało się, że dokądś wołał.

-Apsik!- kichnął Królik za plecami Mikusia.- To choinka pachnie! Mikusiu, wszystkiego najlepszego! Dziś są twoje urodziny!

-Ojej!- szepnął Mikuś.- Jak miło pachną moje urodziny!

Cały dzień był niezwykły. Z zapachem choinki mieszały się inne, pyszne zapachy. Ciągle ktoś powtarzał: Wigilia! Boże Narodzenie! Wszyscy biegali zaaferowani. Szeleściły papiery. Fruwały wstążki. Migotały kolorowe lampki.

Lalki urządziły pyszną kolację. Były pierożki i barszczyk. Potem kluski z makiem, kompot i śliczne , lukrowane pierniczki. Mikuś głaskał się po brzuszku i mruczał z zadowoleniem:

-Mniam, mniam, ale pyszności.

Wszyscy śpiewali kolędy. Za oknem na ciemnym niebie migotały gwiazdy. Śnieg leżał na gałęziach i skrzył się w blasku księżyca.

-Pięknie, pięknie jest na świecie- zaszeptał Mikuś do Królika i westchnął. Ech, gdyby tak jeszcze...

Nagle!... nagle wszyscy się poderwali z miejsc. Ktoś przyszedł, ktoś nowy, ktoś niezwykły. Kto to?

Mikuś nie wierzył własnym oczom. Na progu pokoju dziecinnego stały dwie postaci. Podobne do siebie, jak dwie krople wody. I jeszcze...

-Ojej!- wykrzyknęła jedna z Lalek.- Mikusie się rozmnożyły!

-Cześć!- powiedział wesoło nowy gość. Jestem Miksiuś. A to jest Misia. Ona jest trochę wstydliwa. Przywitaj się Misiu.

-Cieńtobry- zasepleniła cichutko Misia i zarumieniła się. Na głowie miała czerwony berecik, a na grubym brzuszku sterczała jej czerwono-biała spódniczka.

-Szukamy naszego kuzynka Mikusia. Mikołaj nas tutaj skierował...

Mikołaj?! No tak! Mikuś z wrażenia o mały włos nie spadł z półki. Mikołaj spełnił jego marzenia!

Ta piękna noc wigilijna ciągnęła się jeszcze długo. I nawet, gdy już zgasło Swiatło, w różnych kątkach pokoju słychać było szepty, chichoty, westchnienia i okrzyki niedowierzania. Wreszcie wszystko ucichło i wszyscy śnili cudowne sny.

A po świętach...Ale to już całkiem inna opowieść.


9 komentarzy:

belfer pisze...

:-)))
A Mikuś i Misia siedzą obok mnie, na parapecie :-) Mam nadzieję, że Miksiuś nie jest zbyt samotny, pilnując mateuszowych drzwi...

PAPROCH pisze...

To wyżej to pisałam ja, Kasia, tylko zapomniałam, że jestem u Konrada na pulpicie...

mamuśka pisze...

A już myślałam, że Konrad też czyta:))))
Miksiuś jest samotny i właśnie obmyślam wyprawę ratunkową:))

agacioszka pisze...

Fajnie brzmi - jestem u Konrada na pulpicie :)

PAPROCH pisze...

Oj, to koniecznie, koniecznie trzeba Miksiusia uratować! Konrada wielokrotnie namawiałam do czytania, ale nie ma jakoś czasu i serca do tego...

PAPROCH pisze...

A może ja bym Miksiusia adoptowała? Byłby z Mikusiem i Misią...

mamuśka pisze...

Misio Pilot sprowadził Ciućka i Mateusz chyba się zgodzi na zamianę.Stróżowanie za drzwiami , to nie jest odpowiednie zajęcie dla Miksiusia.. .Nie z jego wykształceniem!

PAPROCH pisze...

A jakie Miksiuś ma wykształcenie?

mamuśka pisze...

No, jakże, przecież to wy organizowaliście im naukę. Plecaczki, zeszyciki, ołóweczki... Ja nie wiem, do której klasy doszli:)))