niedziela, 22 maja 2011

Czas na bajkę...



















Rozglądam się.
Mikuś łypie oczkiem i nic nie mówi. Czeka.

Rozglądam się i widzę, że pokój dziecinny wcale nie przestał istnieć. Trochę tylko zmienił wygląd. W dalszym ciągu pełno w nim pluszowych futerek, oczek jak guziki i pełno bajek po kątach. I pełno marzeń.
- To czym będzie następna historyjka? -pyta Mikuś , jakby nigdy nic.
- Następna będzie o Kraciku.
Kracik wyłazi z kąta i nadstawia uszu. Musi wiedzieć, czy nic nie zmyślam.




Historia Kracika
W małym mieście, przy małej uliczce, stała biała kamieniczka ze spadzistym dachem. Dach pokryty był czerwoną dachówką. Z komina pośrodku dachu snuł się błękitny dym, zapowiedź miłego ciepła i świeżej strawy.
Co rano, chodnikiem pod oknami, w których kwitły czerwone pelargonie, przechodziła mała dziewczynka.
Dziewczynka miała na imię Kasia. Najczęściej nosiła spódniczkę w kratkę, czerwone sandałki i czerwoną czapeczkę z pomponem.
Kasia przechodziła obok białej kamieniczki w drodze po bułeczki na śniadanie. Czasami wspinała się na palce, żeby zajrzeć za skrzynki z pelargoniami, bo była bardzo ciekawską dziewczynką. Poza tym, pokój na parterze białej kamieniczki był niezwykły.
Wszędzie, ale to wszędzie, na szafkach, na krzesłach, fotelach i stołach siedziały... misie. Oczywiście były to misie pluszowe.
Małe, średnie i duże. Białe, beżowe, brązowe, żółte, miodowe i łaciate.Wszystkie czekały na zapakowanie do wielkich pudeł stojących pod ścianami. Starszy pan, który nieodmiennie siedział pochylony nad stołem i szył , wysyłał je do sklepów w kraju i za granicą. Kawałki pluszu, waty, nici, resztki trocin i gąbki walały się wokół i chyba nigdy nie udało się ich do końca uprzątnąć.
Kasia najbardziej lubiła patrzeć na misie, gdy świeciło słońce. Wtedy wszystkie wyglądały tak, jakby wystawiały na ciepłe promienie swoje grube brzuszki i prawie było słychać ich zadowolone mruczenie. Ten widok nastrajał ją radośnie na cały dzień.
Któregoś razu, na parapecie, za doniczką z pelargonią, Kasia zauważyła samotnego misia. Leżał na brzuszku i wyglądał dość smętnie. Nie miał jednego ucha i z obu stóp wyłaziła mu wata.
"Jaki biedny" pomyślała dziewczynka. "Pewnie się nie udał".
Następnego ranka miś wyglądał jeszcze biedniej, obsypany płatkami z pelargonii i z futerkiem zmoczonym porannym deszczem. Starszy pan jak zwykle siedział pochylony nad stołem i przyszywał w skupieniu misiowy nosek.
Kasia dotknęła palcami mokrego uszka i zapytała szeptem:
- Czemu tu leżysz misiu?
- Nie starczyło mi pluszu na dokończenie. - odpowiedział, nie odwracając się starszy pan - Akurat skończył się ten kolor i nie starczyło na ucho i stopy.
- Nie może mieć nóżek z innego materiału?
- Może, ale takiego nie kupią.
- Ja go kupię. - powiedziała cichutko Kasia.
Pan podniósł głowę i popatrzył uważnie na dziewczynkę za oknem.
- Dlaczego chcesz go kupić?
- Bo mi go żal. A poza tym, jeżeli będzie inny niż wszystkie, to będzie tylko mój.
- Hm...- mruknął mężczyzna - To ciekawe, ciekawe... Jeżeli mi dasz jakiś materiał, uszyję ci go jeszcze dzisiaj.
Kasia szybciutko odpięła pasek od swojej spódniczki w kratkę.
- Czy to wystarczy?- zapytała, podnosząc wysoko rękę.
- Pewnie. To całkiem mały miś. Przyjdź po niego po południu.
Zegar na wieży ratusza wybijał wybijał właśnie godzinę trzecią:- bim, bom, bam!- gdy Kasia biegła w stronę białego domku, stukając o chodnik swoimi czerwonymi sandałkami. Zadyszana stanęła przed oknem z pelargoniami. A tam...Między dwoma doniczkami stał miś. Miał dwie kraciaste stopki i dwie kraciaste łapki. Czarne oczka wpatrywały się w Kasię uważnie.
- Czekał na ciebie - odezwał się starszy pan z głębi pokoju. - Znalazłem jeszcze kawałek pluszu na drugie ucho.
- Ile..ile on kosztuje?- spytała nieśmiało Kasia. Ściskała w garści wszystkie swoje oszczędności i bała się, że nie starczy ich na takiego pięknego misia.
- On nie jest do kupienia.
- Jak to? - przestraszyła się dziewczynka.- Pan mówił, że będę mogła go kupić!
- On nie jest do kupienia, tylko do kochania. Jest twój.
- Och!- wykrzyknęła Kasia radośnie.- Dziękuję panu, dziękuję!!!
Przytuliła misia z całej siły i pobiegła do domu.
- Będzie miał na imię Kracik!- krzyknęła jeszcze z daleka.- I zawiążę mu na szyi kokardkę.
I żyli długo i szczęśliwie...

***
- Taka jest historia Kracika.
- Tak, tak...- kiwa głową misio - Wszystko to prawda.- Potem Kasia urosła i powędrowałem do innych dzieci, które potrzebowały misiów. A teraz jestem tutaj.
Mikuś podskakuje na swoich krótkich nóżkach.
- Ależ to wspaniała historia! Już nie mogę się doczekać następnej!
- O, nie, nie!- protestuję- Teraz twoja kolej Mikusiu.
Mikuś kiwa głowa na zgodę i zamyśla się, szukając w pamięci opowieści.
A ja... Już nie mogę się doczekać, gdy będę wymyślać historie dla Wnuczka:)


2 komentarze:

PAPROCH pisze...

ja jakoś tego Kracika nie kojarzę :-p

mamuśka pisze...

Bo to może jest trochę abstrakcyjny Kracik.