czwartek, 19 maja 2011

Ta nasza młodość...













Ta nasza młodość z kości i krwi

Ta nasza młodość co z czasu kpi
Co nie ustoi w miejscu zbyt długo
Ona co pierwszą jest potem drugą
Ta nasza młodość ten szczęsny czas
Ta para skrzydeł zwiniętych w nas...



Kupiliśmy sobie skaner. No i się zaczęło!
W czeluściach szafek, zapomniane, leżały slajdy sprzed ... No, z zeszłego wieku:)
W siermiężnych czasach Polski Ludowej kupowało się, co akurat było w sklepie. Nie było negatywów do aparatu, były slajdy, to robiliśmy slajdy. Oglądać je można tylko przy pomocy przeglądarki lub rzutnika. Mieliśmy rzutnik.
Czasami, przy okazji świąt albo długich zimowych wieczorów, urządzaliśmy pokaz dla dzieci. One to uwielbiały, bo było trochę jak w kinie.
Zasłanialiśmy wszystkie okna, na podłodze w przedpokoju (bo tam najciemniej i było tło z białych drzwi do łazienki) ustawialiśmy stertę z trzynastotomowej Wielkiej Encyklopedii, żeby ustawić na niej rzutnik. A potem klik - mama z tatą na plaży. Klik - ślub mamy i taty...
Co jakiś czas trzeba było robić przerwę, bo rzutnik się przegrzewał. Prostowaliśmy nogi, dzieci chodziły na siku albo po cukierka. A potem następował ciąg dalszy.
Czas jak wiadomo ciągle gna na złamanie karku.
Dzieci dorosły, pojawiły się genialne aparaty cyfrowe, komputer, wywoływanie w godzinę ...
W przedpokoju nie ma już białych drzwi, wszystkie pomalowane są na zielono. Encyklopedię wydaliśmy do antykwariatu, bo zajmowała za dużo miejsca i nikt już do niej zaglądał. Slajdy i klisze poszły w zapomnienie.
Aż tu nagle... pojawiło się jeszcze jedno cudowne urządzenie - skaner.
Wspomnienia odżyły z taką mocą, aż oczy wilgotnieją.

Klik - zakochana Basia w morzu.



















Klik - Składam deklarację na całe życie.







 








Klik - młoda żona na tle morza.





I mała córeczka w kapelutku:))












Życie zamknięte w obrazach.
Było. Dotknęliśmy go.
Zapach morza i alg. Wiatr we włosach. Miałam je świeżo umyte, czułam się lekko, radośnie. Fale smyrały mi łydki. Mewy krzyczały nad wodą. Z daleka niósł się śmiech dzieci... Wiedziałam, że dzieje się coś ważnego .
A potem urodziła się nasza córeczka.
Zupeł
nie, jakby wczoraj był ten dzień w parku. Pamiętam ciepło jej miękkiej łapki, lepkość lukru na pączku, jej niecierpliwość, bo chciała biec z powrotem na huśtawkę.
I to poczucie, że tyle jeszcze przed nami...


Ona iskrą w kamieniu
Ona mlekiem w orzeszku
Ona świata ciekawa
Jak miedziany grosik w mieszku
Ona kwiatem we włosach
Octem w jabłkach jest pierwszych
Gorzką pianą na piwie
W świata gwarnej oberży
Buntem jest niespełnionym
Co na serce umiera
Ona tylko to daje
Co innemu zabiera....








4 komentarze:

PAPROCH pisze...

Piękne wspomnienia. Uwielbiałam te sesje z rzutnikiem! :-)

mamuśka pisze...

O matko, jeszcze nie skończyłam pisać , a tu już komentarz jest!!!

PAPROCH pisze...

:-) Nie poznałam, że jeszcze nie skończone :-) A przez przypadek chyba opublikowałaś :-p

mamuśka pisze...

Bo sprawdzam, jak na stronie się układa:)))