środa, 29 października 2014

A może jednak drugie...?


Drugie dziecko???? Ale dlaczego????

- Bo tak się umawialiśmy - to argument Męża mojego i pewnie innych też.

Bo tak sobie zaplanował.
Bo fajnie mieć więcej dzieci (bo on miał rodzeństwo i wie, albo nie miał i też wie!) 
Bo koledzy  mają już dwoje (troje nawet) 
Bo chce mieć córkę (albo synka, albo drugą córkę, albo drugiego synka)
Bo dzieci lepiej się chowają, są mniej egoistyczne, uczą się od siebie różnych rzeczy
Bo jak jedno już "wyfrunie " z domu, to jest jeszcze drugie na pociechę (!?)
Bo taki jest właściwy model rodziny (żeby przyrost naturalny nie malał)
Bo w dorosłym życiu będą się wspierać

Takie tam...

Więc powiedziałam, że znam wielu zadowolonych z życia jedynaków.
Że na dwoje  potrzeba dwa razy więcej butów (rajstop, majtek, swetrów, bułek, czekolad, składek w szkole, opłat za wycieczki, zielone szkoły, wyjazdy na kolonie, lekarstwa, bilety tramwajowe i bilety do kina......)
Że dwoje robi więcej hałasu niż jedno.
Że się kłócą i biją.
Że są zazdrosne o siebie.
Że się nawzajem zarażają katarem, świnką i wiatrówką...
Że trzeba organizować dwa razy w roku urodziny (podwójne chrzciny, komunie, wesela, matury, osiemnastki...)
Że znowu mnie coś ominie w pracy.
Że znowu mi się popsują oczy, zęby, włosy i cera...

- OBIECAŁAŚ! 

Obiecałam. 
Ale nie wiedziałam wtedy, jak to jest, kiedy się kocha to DZIECKO najbardziej na świecie i wydaje się, że już nie ma miejsca na żadną inną miłość. 
Bałam się, że zranię to moje Pierwsze Dziecko, że coś mu odbiorę, że je zdradzę!
No i, że znowu będzie tak samo, od nowa, ciąża, pieluchy, kolki, wózki, bekanie po jedzeniu, niewyspanie i obwisły biust.
 *
Miałam rację.
Było tak samo. 
Padałam na nos, chodziłam całe dnie w szlafroku, leczyłam powikłania po cięciu, nie patrzyłam w lustro.
Małe żarło za dwoje i rosło we wszystkie strony.
Pierwsze Dziecko było zazdrosne. O mój czas, moje ramiona, moje piersi z mlekiem, o pieluchy, o te wszystkie pieszczotliwe "gli, gli".

Potem też było tak, jak przewidywałam.
Bili się, kłócili, skarżyli i krzyczeli.
Zarazili się nawzajem trzydniówką i wiatrówką. 
I dziesiątkami katarów.
Koleżanki w pracy jeździły beze mnie na kursy i integracyjne pikniki.
Dwa razy częściej denerwowałam się, gdy dzieci długo nie wracały do domu.
Dwa razy przeżywałam pierwsze tygodnie w przedszkolu, w szkole. I dwie matury.

Było też tak, że karmiąc to Drugie Dziecko, poczułam nagle wielkie spełnienie, olbrzymią radość, jaką daje moc tworzenia.

Patrzyłam, jak rosną, wyrastają na całkiem nowych, niezwykłych, indywidualnych i jedynych w swoim rodzaju LUDZI.
Patrzyłam, jak się  bawią w szkołę, w dom i w studio nagrań.
Jak sobie nawzajem pomagają.
Jak się sobą opiekują.
Jak za sobą tęsknią.
Jak się dzielą czekoladą i wrażeniami.
Jak się śmieją z tych samych rzeczy.
Jak tworzy się między nimi WIĘŹ.

Nie umiem odpowiedzieć na pytanie, czy dobrze mieć jedno dziecko, czy dwoje. Czy lepiej troje. 
To pytanie z gatunku "co by było, gdyby?"- nie ma na nie wiarygodnej odpowiedzi.
Moja dwójka mnie uszczęśliwia.

Wiem natomiast, że nie należy rodzić dzieci dla zaspokojenia własnych potrzeb.
One też nie rodzą się dla siostry, ani dla brata. 
Ani dla dziadków. 
Ani dla uszczęśliwienia demografów.
Są same dla siebie.

My tylko napinamy ten łuk, nie niesiemy strzały do celu.

 P.S. Córka mnie zapytała na "fejsie"- co Ty tak ciągle o tym drugim dziecku?
A, bo tak!

3 komentarze:

PAPROCH pisze...

Ostatnio przeczytałam (nie wiem już czy pod jakimś linkiem podrzuconym przez Ciebie, czy nie), że ostatnie badania pokazują, że jedynakom niczego w rozwoju społecznym nie brakuje, tzn. nie wyrastają na samolubnych egoistów ;-)

PS. Na tym zdjęciu ze mną mały Mateusz jest bardzo do aktualnego Tymka podobny :-)

mamuśka pisze...

Ta sama rodzina, nie?

PAPROCH pisze...

No, tak jakby :-)