poniedziałek, 27 października 2014

Drugie dziecko

Dziecko. 
Jeżeli w ogóle chce się je mieć...

Pierwsze jest cudem świata. 
Czasem zaplanowane, ale często samowolnie się usadza, gdzie jego miejsce.
Czasem wyczekane i wymodlone.
- Jestem w ciąży...  Chyba jestem w ciąży...Będziemy mieli dziecko... - oznajmia drżącym głosem przyszła Matka, a informowany przyszły Ojciec ściska ją, unosi w objęciach, tańczy, kupuje kwiaty, dzwoni do przyszłej Babci i idzie z kolegami na piwo.
Potem, cóż, mdłości poranne (czasem też wieczorne), wymioty, zachcianki (ach, te hormony!), trzeba biec po sok z kiszonej kapusty dla żony (konkubiny, narzeczonej), albo po śledzie, koniecznie w sosie musztardowym. 

Następnie, cóż, brzuch rośnie, spodnie za ciasne, rozstępy, nie można się schylić swobodnie, kolejne badania krwi, dziecko naciska na wątrobę, albo na pęcherz. 
Wszyscy dookoła podekscytowani (dziadkowie, sąsiadki, koleżanki w pracy, znajome babci, ciotki), chcą WIEDZIEĆ, chcą dotknąć brzucha, okazać swoją radość i życzliwość wielką. 
Uf, to przecież normalne, no wszyscy się cieszą na to przyszłe DZIECKO.

A potem rodzimy. 
To znaczy Matka rodzi, ale skoro razem "byliśmy w ciąży", to razem rodzimy.
W szpitalu, ta WYJĄTKOWA, JEDYNA, NAJUKOCHAŃSZA Matka dziecka, staje się jedną z wielu. 
Rodzących.
Jęczących.
Grubych.
Upierdliwych.
Histerycznych... (itd)

Nikt się nie cacka.
A tu skurcze. No, nic uśmiech na twarz.
Skurcze. Znowu skurcze.
Skurcze, skurcze, skurcze!!!!
Cholera, to ból jest!
- Oddychaj! - mówi mąż (jeżeli jest, a nie stoi w korkach w drodze do szpitala, nie wisi zdenerwowany do granic na telefonie, nie zarabia akurat na chleb i pampersy)
- Oddychaj, oddychaj! 

A co niby robi przyszła matka? Nurkuje???
Wkładają jej ręce między nogi, grzebią, gmerają. Za małe rozwarcie. To potrwa.

- Oddychaj mama, oddychaj! - zachęca położna. Idzie na herbatę. Bo to jeszcze potrwa.
Trwa. 
(Q...rwa!!!)

Nareszcie się rodzi.  
Po parciu, albo po wyciskaniu przez dwie krzepkie siostry, albo po cięciu...

Tatuś robi zdjęcia i rozsyła do rodziny i znajomych...
 **************************************************
Dziesiątki telefonów z gratulacjami później:

Małe je trzy razy w nocy. 
Sika. Robi kupę. Sika, sika, ulewa mleko, sika...
Płacze, nie wiadomo dlaczego.
Ma kolkę.
Miał jeść z jednej piersi naraz, a chce z dwóch. 
- Za dużo - mówi położna.
Za dużo, bo je i ulewa. Ale, jak nie zje, to ryczy, no głodne jest.
- Za dużo - mówi pediatra.
Ono ma to gdzieś, chce z dwóch i koniec. Ulewa.

Brodawki pękają, bolą jak cholera! 
Z piersi cieknie co dwie godziny. Wszystkie koszule w praniu, mąż daje swoją. W sam raz jest!
Brzuch jeszcze boli. 
Macica się obkurcza i krwawi...
Brzuch obwisły. Rozstępy dodatkowo na piersiach.
A, hemoroidy...
Włosy i zęby  ucierpiały. Cera fatalna. 
Nastrój leci na łeb na szyję.
( "To przez hormony"- pociesza ginekolog, mąż i doświadczona matka.)
Ciągle niewyspana. Pod  oczami wory.
Spodnie w dalszym ciągu się nie dopinają.
Nie może się odchudzać, bo karmi.
Nie może jeść  czekolady gorzkiej, orzechów, truskawek, pomarańczy, wina pić nie może, ani soku pomarańczowego - bo karmi.
Czosnku też nie, choć lubi. Bo karmi.




Obraz nędzy i rozpaczy, 
czyli MATKA.













Mąż wraca do pracy. 
Musi zarabiać na te pampersy, na raty kredytu, na benzynę, na wózek, na chleb z serem, na te podpaski...

Wszyscy wracają do pracy, do swoich spraw, do domów wolnych od zapachu zużytych pieluch, olejków do pupy, schnących śpiochów. Do domów cichych i posprzątanych - dziadkowie, koleżanki, ciocie, kuzynki i sąsiadki.

Małym zajmuje się Matka.
W końcu jest na urlopie.

**************************************************

Wreszcie:
- małe odczepia się od cycka i można nie wracać do domu przez dwie godziny nawet
- przestaje sikać w pieluchy
- potrafi powiedzieć, co je boli i że chce kupę
- żegna się z wózkiem 
- daje się odstawić do żłobka, a potem do przedszkola
- zostaje na noc u babci
- można je nakarmić pizzą i frytkami

Można założyć buty na obcasach i wrócić do pracy. Słuchać pochwał przełożonych, zarabiać sobie trochę pieniędzy i nawet dołożyć się do tych rat.
Można sobie kupić nowe, węższe spodnie. 
Iść na kawę z kuzynką. 

Dziecko mówi "kocham cię bardzo maminko" - i to jest absolutnie cudowne!

"Jest cudowne" myśli Matka, przyglądając się, jak jej Dziecko śpi.
Szczególnie, że nie woła wtedy "piciu, siku, pobaw się ze mną, daj, chodź tu, chcę baję"

- Jest cudny! - mówi Matka do Męża swego, który przytakuje i odpowiada wtedy:
- Chciałbym mieć drugie dziecko. 

!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
??????????????????????????????

P.S. Jeżeli komuś się zdaje, że ten post jest długi, to nie ma racji.
Życie o wiele dłuższe jest. I mniej śmieszne (o ile ktoś się uśmiechnął powyżej, co podejrzewam)



3 komentarze:

PAPROCH pisze...

Oj tak, tak, tak. Nic dodać, nic ująć. Moje wspomnienie z pierwszego pół roku: ulewanie, sranie, wszystko obrzygane mlekiem, bolące cycki, niedopinające się spodnie, niedospanie, niedojedzenie, i znowu sranie, obrzyganie, cycki bolące... BLE :-p
Im dziecko strasze, tym łatwiej je kochać - takie mam wrażenie.
A teraz: dopasowane spodnie, buty na obcasach, praca, kawa, jeśli zarwana noc, to na ogół na własne życzenie.
Szkoda by mi było teraz tego wszystkiego...
Niech inni rodzą ;-)

PAPROCH pisze...

PS. Cudna jesteś na tym zdjęciu :-D

mamuśka pisze...

Taaa...
Niektórzy twierdzą, że inni to my.