niedziela, 19 kwietnia 2015

Nic mi więcej nie potrzeba...



Nagle zrozumiałam udręki tych, którzy chcieliby się podzielić myślą jakąś, a nie potrafią na papier przelać...

Kłębią mi się od przedwczoraj słowa, zdania, opowieści całe, ale najczęściej przed zaśnięciem, albo w drodze po jadło, albo przy nieszlachetnej czynności kiblowej ( jak na przykład czyszczenie kociej kuwety z sików)

Potem zasiadam przed moim zdezelowanym przez Czarnego Kota z Pazurami, laptopem i ... dupa zbita, jak mawia jedyna Córka.

Ble, ble, ble...

A chodzi o to, że:


Oprócz drogi szerokiej, oprócz góry wysokiej
Oprócz kawałka chleba, oprócz błękitu nieba
Oprócz błękitnego nieba
Nic mi dzisiaj nie potrzeba

Banalne? Jasne, że tak!
No, to ręka w górę, kto tak dziś od rana o życiu pomyślał.

Ja nie.

"Jezu!!! Zwariuję i zastrzelę tego kota!!!" - pomyślałam o 5.35, gdy ulubiona Kicia upierdliwie zaczęła domagać się mięska porannego.
Wystawiłam ją za drzwi.
Zawołała na pomoc Czarnego, a ten to dopiero daje popalić! 
Drzwi w strzępach! Miauk słyszalny zapewne na parterze.

- Zastrzelę was oboje! - wrzasnęłam do  nich spod kołdry. Zignorowały. Skapitulowałam o 6.20.

O 7.05 jadłam swój błonnik z węglowodanami i gapiłam się na świat zielono-żółty i wietrzny dosyć. 
Chodniczkiem szła sobie  starsza pani z pieskiem. Pieseczkiem właściwie.

Pomyślałam o niej, że fajnie ma.
Ma pieska, może na dwór wyjść ( a nie każdy może).
Rozbudzi się, dzień przed nią długi, dużo można zrobić wtedy.

Sama uwaliłam się z powrotem pod kołdrą, żeby poczytać!

Ha! A ciekawe, co Pani sobie myślała na temat spaceru z pieskiem, na tym wiaterku niemiłym i pod tym zachmurzonym solidnie niebem?

No, się nie dowiem. 
Czy była wdzięczna, że MOŻE, czy przeklinała, że MUSI. 

O co właściwie chodzi?

Pisanie o docenianiu rzeczy małych, to banał!
Lecz.
Nie wszyscy to wiedzą rozumem swoim. 
Niektórzy odkrywają bardzo późno.
Niektórzy za późno.

Co jakiś czas wraca do mnie, pozornie bez powodu, taka chwila sprzed wielu, wielu lat:

     wędrowałam sobie ulicą Włady Bytomskiej (była taka, słowo zms -owca), był to Rok Nowy, w latach 70-tych wieku ubiegłego, po smutnym, samotnym Sylwestrze, na którego nikt mnie nie zaprosił..;

    łzy zamarzały na dziewczęcych policzkach moich, a śnieg skrzypiał;

      smutno, szaro, źle bez końca;

    nagle, słońce zza chmury się wydarło, takie ostre, jaskrawe, południowe, bezlitosne; 

    wszystko się pokazało, jak na ostrym zbliżeniu - zacieki na ścianach domów, zadry na płotach, nagie gałęzie, twarze bez retuszu, wszystko takie prawdziwe, nie oszukane;

 nagle, bezzasadnie, nieoczekiwanie, poczułam się szczęśliwa wtedy;

poczułam się na swoim miejscu, jedynym możliwym, właściwym

Dziecko Boga.

"Jesteś dzieckiem wszechświata nie mniej niż drzewa i gwiazdy, masz prawo być tutaj.
I czy to jest dla ciebie jasne, czy nie - wszechświat bez wątpienia jest na dobrej drodze." (dezyderata)


Takie chwile zdarzały mi się jeszcze w życiu.
Jak wtedy, gdy wyszłam ze szpitala z dobrym wynikiem mammografii i cieszyłam  się z zimnego dnia i chmur galopujących po niebie.

Albo wtedy, gdy szłam sobie z moimi Dziećmi na spacer, a jedno z nich było już takie wysokie jak ja, a drugie jeszcze takie wysokie jak ja. 
I czułam harmonię, i czułam pełnię i radość ze spełnionego życia.

Albo wtedy, gdy leżałam na polanie górskiej, wśród zapachu malin i patrzyłam na wysokie loty jaskółek.

Albo, gdy słuchałam, jak deszcz szumi za oknem, a koty grzały mi boki z dwóch stron.

Albo, albo, albo...

Albo w tamtej chwili, gdy wyszliśmy od neurochirurga, po ostatnim wyroku i Mąż przygarnął mnie do siebie, i tak trwaliśmy w uścisku, a wokół toczyła się Piotrkowska i mówiliśmy do siebie z rozpaczą, z miłością i ze wzajemną pociechą: - TERAZ jeszcze żyjemy. 



3 komentarze:

PAPROCH pisze...

To te chwile czynią życie wartym życia.
Uwielbiam Cię czytać.
I piękne zdjęcie, to z Tatą. Kradnę sobie, bo go chyba nie mam.

mamuśka pisze...

Zdjęcie robione w Sokolnikach

PAPROCH pisze...

Domyśliłam się.