czwartek, 23 czerwca 2011

Morza szum, ptaków śpiew...


...
Złota plaża pośród drzew -
Wszystko to w letnie dni
Przypomina Ciebie mi.

i... sialalalalala ooooooooo.....






Na kolejne kolonie wyjechałam latem 1968roku, po skończeniu VII klasy. Jak wszystkie moje wyjazdy, kolonie były dofinansowane przez ZPB im Dubois, czyli fabrykę w której pracował tata. Zakłady Przemysłu Bawełnianego.
Na te kolonie pojechałam razem z Teresą, siostrą mojej przyszłej bratowej.
Teresa była o rok starsza ode mnie. Właśnie skończyła podstawówkę i dostała się do szkoły plastycznej. Była jak kolorowy motyl. Piękna, lekka, radosna. Miała burzę jasnych loków i duże, ładne zęby. Była bezpośrednia, otwarta na ludzi i głośno się śmiała. Czułam się wyróżniana przez to, że akceptowała moje towarzystwo. Byłam jakby w jej blasku, choć równocześnie trochę w cieniu. Teresę adorowali prawie wszyscy chłopcy ze starszej grupy kolonijnej. Ja byłam przy niej niewidzialna. Ale Teresa nie robiła tego celowo. Nie było w niej żadnej przebiegłości. Ona po prostu radośnie żyła.
Kolonie były w Międzyzdrojach. Po raz pierwszy wtedy zobaczyłam morze. W jakimś stopniu spodziewałam się takiego właśnie widoku. Bezmiar wody, oślepiające słońce i bezustanny szum fal. Absolutnie zaczarowało mnie morze o zachodzie słońca. Wyglądało jak gigantyczna miska napełniona płynnym złotem. Romantyzm i bajka!
Było fajnie. Znowu spałyśmy w wielkiej sali, ale tym razem obok spała Teresa. Nikt się ze mnie nie śmiał.

Jako najstarsza grupa miałyśmy różne przywileje. Dostawałyśmy od swojej wychowawczyni czas wolny i snułyśmy się po rozpalonych słońcem ulicach. Wszędzie unosił się słodki zapach olejku do opalania i waty cukrowej. W budkach przy deptaku kupowałyśmy eklerki z bitą śmietaną i pamiątki.
Kierownictwo pozwoliło nam pójść na koncert Czerwonych Gitar, który odbył się w muszli przy plaży. Czerwone Gitary były na topie. Wszystkie dziewczyny kochały się w Sewerynie Krajewskim. Te jego smutne oczy...

Szłaś przez skwer, z tyłu pies
Głos Wybrzeża" w pysku niósł.
Wtedy to pierwszy raz
Uśmiechnęłaś do mnie się,
uśmiechnęłaś do mnie się...

...I sialalalala oooooo.

Ach, uśmiechnąć się do Seweryna!!!!
Teresa przeżywała jakąś miłość kolonijną, a ja jej kibicowałam. We mnie się nikt nie kochał i to było trochę przykre, ale nie aż tak bardzo, żeby nie cieszyć się z przyjemności wieczornych wypraw nad morze w towarzystwie grupy chłopców. Siadaliśmy w kręgu na opustoszałej plaży i śpiewaliśmy przy akompaniamencie gitary szanty i inne ballady o miłości.

Odtąd już dzień po dniu
Upływały razem nam.
Rano skwer, plaża lub
Molo gdy zapadał zmierzch,
molo gdy zapadał zmierzch...

... i sialalala oooooo


Płynął czas, letni czas,
Aż wakacji nadszedł kres.
Przyszedł dzień, w którym już
Rozstać musieliśmy się.


Płynął czas, letni czas... Trzy tygodnie szybko minęły i już wracaliśmy pociągiem do domu. Tak niedawno myśmy się poznali..!!!! Młode gardła darły się w przedziałach, pogryzając suchy prowiant.
Wróciłam opalona jak nigdy. Lato nie było specjalnie słoneczne tego roku i moje opalone na brązowo uda w sukience mini przyciągały wzrok na ulicy. Po raz pierwszy od dawna czułam się dobrze we własnej skórze. Chodziłam z podniesioną głową i snułam wspomnienia. I byłam uśmiechnięta.

Mniej więcej tak wyglądałam w tamtym czasie. Pies był Anki i wabił się Reks.

6 komentarzy:

PAPROCH pisze...

Podobasz mi się na tym zdjęciu :-)

mamuśka pisze...

Sukienkę sama sobie skróciłam:))))

PAPROCH pisze...

Zdolna bestia z Ciebie :-)

mamuśka pisze...

A kwiatki na sukience były turkusowo-pomarańczowe:)

PAPROCH pisze...

Hmm, no to nie wiem czy mi się to podoba ;-)

mamuśka pisze...

Hmm, ja też nie wiem, czy mi się podoba:))) Nie miałam wtedy za dużo sukienek:)))