niedziela, 16 października 2011

Znowu bajki czas...


Najlepsze
w zwierzętach
jest to,

że nie mówią
za dużo
.

Thornton Wilder







Mikuś, jak pamiętacie , opowiedział bajkę o papudze. Potem wszyscy się zamyślili, bo nie wiedzieli, jaki ma być ciąg dalszy. Wtedy właśnie do pokoju wszedł Kot. Uszy i ogon miał czujnie postawione do góry.
- Mrau!- powiedział tajemniczo.
- Oj!- pisnął Mikuś. Kracik przezornie schował się za poduszką.
Kot obwąchał ostrożnie wszystkie katy, podrapał łapką w szybę, wskoczył na kanapę, zwinął się w kłębek i zaczął mruczeć.
- O czym on tak mruczy?- zapytał szeptem Kracik.
- Aaaa, kotki dwa, szaro - bure obydwa...- mruczał Kot.
- On tak mruczy, jakby mu w b
rzuchu bąk fruwał - powiedział Mikuś i zachichotał.
- A mnie się zdaje - szepnął Kracik - że on tak mruczy, jak samowar z gorącą wodą na herbatkę.
Kot łyp
nął żółtym okiem.
- Miau!- miauknął znowu enigmatycznie.
- Czy to coś znaczy? - spytał Mikuś i zaszedł Kota od tyłu.
- Mrrrr...- Kot machnął leniwie ogonem.
- To chyba znaczy, że on nie za bardzo chce z nami rozmawiać - szepnął Kracik.
- To mi przypomina historię pewnego Misia. - zawachlował uszkiem Mikuś.
- Czy Misia, którego znamy?
- Nie, Misia z rodziny Kuleszów Kuleszaków z Fabryki, mojego dalekiego kuzyna...
- Opowiedz, oj, opowiedz! - zaklaskał w łapki Kracik.
Mikusia nie trzeba było długo namawiać.

- Otóż ów Misio - zaczął - od samego urodzenia nic nie mówił. Milczał, jak zaklęty. Jego rodzice myśleli, że wyrośnie z tego, ale Misio ani myślał się odezwać.
- Może on nie miał nic ciekawego do powiedzenia?- wysunęłam przypuszczenie.
- O, nie, nie! On miał bardzo dużo do powiedzenia.
Chciał opowiedzieć o tym, jak bardzo lubi siedzieć na parapecie okiennym i patrzeć na ogród, jak mu się podobają fruwające motyle.
I o tym, że boi się grubych, pasiastych pszczół.
I jeszcze o tym, że chciałby pofrunąć nad drzewa, tak jak jaskółki...
Ale, gdy już, już miał o tym powiedzieć, słyszał:

- Może coś zjesz Misiu? Na pewno jesteś głodny...!
Misio kręcił głową, bo wcale nie był głodny, ale mama, albo babcia przynosiły mu kanapkę, zupę, kotlecik, jabłuszko...
No, i Misio jadł, bo nie śmiał odmówić. Jego babcia mówiła cz
ęsto do mamy:
- Jakie to grzeczne dziecko, ten nasz Miś. Nie jest taki, jak inne, hałaśliwe i nieposłuszne misie.
Mama tylko kiwała głową. W głębi duszy martwiła się trochę o swojego synka. Myślała czasami, że wolałaby nawet nieco niegrzecznego Misia, byleby zaczął coś mówić.
Sama jednak była grzeczną córką i nie śmiała sprzeciwić się swojej mamie.

Któregoś dnia pogoda była wyjątkowo brzydka. Deszcz padał grubymi kroplami i zalewał szyby. Drzewa gubiły liście. Ludzie kulili się pod parasolami. Samochody wjeżdżały w kałuże i chlapały dookoła brudną wodą.
Misio siedział, jak zwykle na parapecie i wyglądał przez okno. Lubił deszcz, tak jak lubił każdą inną pogodę. Wszystko było takie ciekawe i o wszystkim można było rozmyślać i wyobrażać sobie różne historie.
Nagle...! Misio aż oczka przetarł ze zdumienia. Środkiem chodnika, prosto w kierunku jego okna, szedł kot.
Właściwie, to był całkiem mały kotek. Miał czarny grzbiet i jedną czarną łapkę. Mordka, brzuszek i pozostałe trzy łapki były białe.
Kiedyś były białe... Teraz kotek był umorusany w błocie. Podszedł do okna, za którym Misio siedział całkiem nieruchomo i zwinnie wskoczył na parapet. Z bliska wyglądał jeszcze gorzej. Mokre futerko lepiło mu się do grzbiet
u, a krople spływały ze sterczących wąsów. Popatrzył na Misia bursztynowymi oczami i miauknął cicho.
- Miau!

- Zupełnie jak nasz kot!- zawołał Kracik.
-Ciii!- uciszyłam go. Opowieść Mikusia bardzo mnie zaciekawiła. - No, i co? Co było dalej?

...Misio z wrażenia o mało nie spadł z parapetu. Poczuł, że musi zaraz, natychmiast coś zrobić. Coś przedsięwziąć, coś postanowić, coś...powiedzieć!
W tym samym momencie do pokoju weszła jego mama. Niosła dla Misia kubek kakao.
- Przyniosłam ci, mój kochany Misiu, coś ciepłego do picia. Taka brzydka pogoda, jeszcze nam się przeziębisz od tego stania przy oknie. Może powinieneś założyć drugi sweterek, albo skarpetki...- mama, jak zwykle przemawiała do Misia, nie przerywając wcale, bo przecież on i tak nigdy nic nie odpowiadał. Tym razem jednak...
- Ja chcę kota!- wrzasnął Misio tak głośno, że aż mama usiadła, o mały włos nie rozlewając kakao.
- Chcę tego kota!- powtórzył Misio, pokazując palcem na szybę.
Kot za oknem miauknął znowu i zaczął poruszać ogonem. W prawo i w lewo...

Mama wytrzeszczyła oczy na swojego synka. Jeszcze nigdy nie zdarzyło się, że nie mogła wydobyć z siebie głosu, tak jak w tej właśnie chwili.
Popatrzyła na Misia, na ulewę i na mokrego kotka.
Potem otworzyła okno i kot wskoczył do pokoju razem z zimnymi kroplami deszczu. Otrząsnął się, zrobił koci grzbiet i zaczął chłeptać ciepłe kakao z kubeczka. Misio patrzył na niego oczami pełnymi blasku. Delikatnie pogłaskał kota za uszami.

- Chciałbym, żeby został - powiedział cichutko. - Miałbym przyjaciela.
- Misiu, dziecko, ty mówisz!
- Mamo, czy on może zostać?- Misio patrzył prosząco na swoją mamę. Bał się, że ona znowu go nie słucha. Że kot zaraz sobie pójdzie i że on, Misio, będzie cały czas sam siedział na oknie.
Kot tymczasem otarł się o mamine nogi, polizał ciepłym językiem jej rękę i zwinął się w kłębek na fotelu. Nie zamierzał nikogo pytać o pozwolenie. Nareszcie znalazł dla siebie miejsce. Już na zawsze został w dziecinnym pokoju.

Kto rysował,
ten rozpozna:)













2 komentarze:

PAPROCH pisze...

:-)
A kto rysował? Bo chyba nie ja? :-)

mamuśka pisze...

Nie ty:)