czwartek, 31 lipca 2025

O co kaman?



Wczoraj.

Po południu.

Gdy słońce przewaliło się już na drugi bok, ale jeszcze grzało mocno.

Założyłam kapelusik i wyszłam z kijkami.

Kapelusik stary, trochę brudny był, więc go wyprałam.  

Jak się okazało, zrobiłam głupio, bo  na metce (Syn postukał palcem) napisane było, że 100 % PAPIER, made in China i nu, nu, nie prać nawet w 30 stopniach. 

Wyprałam i kapelusik nie wyszedł z tego cało, a nawet wprost przeciwnie, całkiem dziurawo. 

Kapelusik miły memu sercu, zasłużony, więc go wzięłam i połatałam.

No, i wczoraj wyszłam. W nim. 

Najpierw powiedział mi dzień dobry chłopczyk wyprowadzany z przedszkola przez   tatusia.

Nie zdziwiłam się. Małe dzieci często mówią mi "dzień dobry".

Na przejściu dla pieszych minęło mnie w szaleńczym pędzie dwóch dziesięciolatków. Jeden z nich, na hulajnodze, rzucał takimi przekleństwami, że aż się zatrzymałam. W szoku i niedowierzaniu. Naprawdę mnie zatkało. Dwie, podążające śladem chłopaków dziewczynki najwyraźniej w szoku nie były. Jedna z nich, bardzo rozbawiona, rzuciła w moją stronę "przepraszamy za nich" 

Przeprosiły za nich! 

Trzysta metrów dalej spotkałam kolejną grupkę  chłopaków, trochę tylko starszych. Każdy z nich, po kolei, powiedział mi "dzień dobry". Żadnego nie znałam.

Minutę później uśmiechnęła się do mnie   przechodząca zakonnica, a za chwilę następna!

O co kaman?

Zawsze, wszystkie psy biegające  wzdłuż mijanych przeze mnie  płotów i parkanów, ujadały namiętnie.

Tym razem:

- pierwszy szczeknął kilka razy i urwał nagle 

- dwa wielkie psiska stojące obok siebie, jak dwa posagi, odprowadziły mnie wzrokiem odwracając synchronicznie głowy, bez jednego warknięcia

- kolejny pies, niewidoczny zza parkanu, dał tylko znać  krótkim "ghr.."

Ostatni, wychylony  przez sztachety na ulicę, jakby mnie nie dostrzegał. Stanęłam przed nim i patrzyłam. Zaczął szczekać. 

- Jesteś normalny - powiedziałam mu. Rozszczekał się jeszcze głośniej. To se poszłam.

Ale. Następnie:

Posłała mi uśmiech  młoda rowerzystka.

Pani, którą często spotykam na moich spacerach i z którą wymieniamy uśmiechy, zawołała radośnie:

-Dzień dobry pani!

Uśmiechnął się szeroko facet przeprowadzający przez jezdnię swoją rodzinę.

Oraz: facet w Carrefourze. 

Jest ich tam kilku, albo i kilkunastu, chodzą w bordowych marynarkach i pilnują porządku. Znam ich z widzenia. Z jednym z nich weszłam kiedyś w jakąś interakcję, nie pamiętam co to było, w każdym razie mówię mu dzień dobry. Często, bo często w sklepie tym bywam. 

Pan w Bordowej Marynarce z jakiegoś powodu unika mnie, jak ognia. 

Kiedy nadchodzę odwraca wzrok, odwraca głowę, albo odwraca się. Ja uparcie go witam, bo bywam przekorna. 

Wczoraj. Wchodzę. Pan rzeczywiście odwrócony, nie widzi mnie na pewno. Mijam go więc i słyszę rzucone do moich pleców:

-Dzień dobry!

Dzień dobry.

Ja się pytam,  o co kaman?

Albo, jak w pewnym serialu, "o co chodzi, o co chodzi?"

Czyżby o ten kapelusik?  

Cudowny kapelusz mam? 

  

piątek, 25 lipca 2025

Mój Brat Szaradzista

 

Jest taki wiersz Danuty Wawiłow, jeden z wielu, wielu jej pięknych wierszy dla dzieci, który posłużył także jako tekst do piosenki z muzyką Ryszarda Leoszewskiego:

 

"Moja siostra królewna
jest najlepsza na świecie,
kiedy bajki mi czyta
albo gra mi na flecie,
moja siostra królewna." 

 

O moim Bracie  mogłabym napisać (a nawet zaśpiewać!):

Ten mój Brat  Szaradzista

jest najlepszy na świecie,

bo rozwiąże sudoku

wiosną, zimą i w lecie.

Ten mój Brat Szaradzista.

 

Taką nam fotkę  Chrzestnacórka dziś strzeliła i to bardzo dobrze ilustruje naszą miłość siostrzano - braterską.

Blisko, zwróceni ku sobie i z gotowością do pomocy.

Mój Najlepszy Brat.

 ***

Jechałam sobie dzisiaj do Bratowej i Brata z pewnej Okazji.

Jechałam jakby smutna, jakby tęskniąca.

Tramwajem numer 3 jechałam. 

A potem sobie czekałam na przesiadkę, pod kolorową kopułą  dworca tramwajowego Piotrkowska Centrum, co go też zwą romantycznie Stajnią Jednorożców  (Jednorożec – stworzenie fantastyczne, występujące w mitach i legendach), albo całkiem nieromantycznie Przesiadkowem.

Więc tak sobie czekałam na tramwaj, który się spóźniał,  a na horyzoncie widniały tylko szyny, czyli tory (co to są jednymi z najwęższych w Polsce zresztą)

Ludzi było trochę, ani dużo ani mało, każdy zajęty swoimi myślami, albo swoim telefonem.

Moje myśli zajmowała melodia uparta, piosenki Wodeckiego Zbigniewa.

 

"LubiszLubisz wracać tam, gdzie byłaś już.Pod ten balkon pełen pnących róż.Na uliczki te, znajome tak.Do znajomych drzwiPukać, myśląc, czyCzy nie stanie w nich czasamiTamten chłopak ..."
 
 
Torowisko puste, bez nadziei na szybką przesiadkę, z niewiadomych powodów  (może przez tego Jednorożca, stworzenie fantastyczne, którego róg jak również i jego łzy mają magiczną moc oczyszczania wszystkiego, czego dotkną)   uświadomiło mi, czemu smutna jestem.
 
Poczułam nagle, że akceptacji pragnę, bezwarunkowej, dającej  oparcie, siłę, wiarę we własną moc.
Taką akceptację dostawałam od małych dzieci i od tego Chłopaka, który potrafił grać na flecie.
 
Tramwaj przyjechał, zabrał czekających, w równym rytmie dowiózł mnie na zielone osiedle.
 
I tak sobie poszłam, tą samą od lat drogą, do bloku z numerem. 
 
Brat otworzył ramiona i właśnie wtedy to poczułam - bezwarunkową gotowość do ściskania mnie. Mocno.
 

Ten mój Brat  Szaradzista

jest najlepszy na świecie,

i rozwiąże sudoku,

i mi wianek uplecie 

(jeżeli go poproszę).

Ten mój Brat Szaradzista! 

 

sobota, 12 lipca 2025

A w tej Rabce było różnie...

 

Wieża widokowa na Polczakówce 

 

...kwadratowo i podłużnie.

Dalej w wierszu Boya - Żeleńskiego  jest drastycznie, to nie będę cytować.

 

A w tej Rabce:

Często się śmialiśmy. 

Jadaliśmy w restauracji "Słodkiej" pyszny żurek, pyszne naleśniki, pyszne frytki.

Piliśmy fantastyczną kawę w KaveHouse, gdzie serwowali też super fantastyczne ciasta i desery.

Graliśmy w boggle i w dobble. I w inteligencję. 

Wygrywali na zmianę - Wnuk i Syn. Obie matki na końcu.

Syn namówił mnie na sushi. Niestety, się dałam!!!

Wnuk namówił nas na ramen . Dwa razy. 

W lipcowym słońcu pokonywaliśmy szlaki Beskidu Wyspowego.

Lipcowa ulewa zmoczyła nas do majtek i zalała podłogę w salono-kuchni.

Dokarmialiśmy dzikie kotki w sąsiedztwie.

Szykowaliśmy  śniadania i kolacje na tarasie z widokiem na Rabkoland. 

 

W pobliskim kościele św.Marii Magdaleny co kwadrans bił dzwon - bang, bang bang, bang bang bang,  bang bang bang bang, a potem odpowiednio, innym tonem dziung!(o pierwszej), albo dziung dziung!(o drugiej). Rano, po południu i wieczorem dodatkowo dźwięczne melodyjki na trąbce. Mnie się podobało, Córce nie.

 

W niedzielę  wybraliśmy się na krótką wycieczkę w kierunku Lubonia Wielkiego. Wnuk szedł przodem, bo zawsze chodzi przodem.

Po jakichś dwóch godzinach krótkiej wycieczki przysłał wiadomość -"trochę się martwię o babcię, bo trzeba po kamieniach wchodzić"

Taaa....

Wikipedia: 

"Perć Borkowskiego – oznaczony kolorem żółtym szlak turystyczny w Beskidzie Wyspowym,

Jest to najciekawszy z kilku szlaków prowadzących na ten szczyt. 

Szlak prowadzi bowiem dużym gołoborzem (jest to największe gołoborze w Beskidzie Wyspowym), wśród złomowiska luźnych skał i obok pionowego urwiska

Uwaga: szlak miejscami wymaga pewnej sprawności fizycznej, nie jest zalecany dla dzieci i osób starszych"

 

O powyższym dowiedziałam się jakiś czas potem. 

Weszłam. Z czego wynika, że nie jestem jeszcze osobą starszą, chociaż wg WHO jestem w okresie wczesnej starości. Brawo ja!!!

 

W drodze powrotnej, w Krakowie, karmiliśmy gołębie na rynku. 

 

Szybki pociąg zawiózł nas przez deszcz do domu.

Wszędzie dobrze, ale  w domu...

poniedziałek, 30 czerwca 2025

Rabka again

 

Rabka czeka.

Na nas. 

Jutro.

Dzieci i Wnuk zabierają mnie do Rabki. 

Ma być wesoło. 

Mamy się świetnie bawić.

Zobaczymy.

Rabka jak zdrapka. Co tam się pokaże, to  nie wiadomo.

Wszyscy chcemy wygrać!

 

Przed 16-stu laty w Rabce często padało.

 To było w sierpniu. Dwa tygodnie po pierwszej operacji płuca. 

Wnuk był dopiero w planach.

Miałam rude włosy i nadzieje na przyszłość. 

Chodziliśmy spokojnie, trochę melancholijnie, ale też radośnie.

Widoki były piękne,  szerokie, odległe. Żaden szczyt nie zasłaniał nam świata. 

W schroniskach zamawialiśmy  szarlotkę i herbatę z cytryną.

Zwiedziliśmy Muzeum Orderu  Uśmiechu, w którym było nudno  i muzeum starych pociągów w Chabówce.

Po deptaku snuli się kuracjusze i pili wody mineralne. 

Robiłam zdjęcia kotów, przydrożnych świątków, deszczowych krajobrazów i oddalających się pleców mojego Męża.


W drodze na Maciejową 
 
  
Jutro jedziemy do Rabki  
Znowu.  
Na pewno będą tam jakieś koty. 
 

środa, 25 czerwca 2025

Ciepło i puchato

Zakończyłyśmy nasz sezon "Seniorkowy"

Niezastąpiona menedżerka W. zrobiła podsumowanie: 5 nowych, zrealizowanych scenariuszy, 19 występów w 9 miejscach. Ponad 300 polubień na Facebooku i prawie 400-stu obserwujących! 

Nieźle.

Ostatni w tym sezonie  nasz mikro-spektakl  odbył się w 2-gim Domu Pomocy Społecznej. 

Zgromadzonym wyjątkowo licznie paniom pokazałyśmy świat Naszej Najmilszej Krainy, w której wszystko jest możliwe i nikt się niczemu nie dziwi.

Twórczyni tych cudnych lalek, pani Ela Tylutki przed wieloma laty zapewne nie przeczuwała nawet, że jej dzieła, wyprane i odwirowane w naszych pralkach, po ciemnym okresie spędzonym w piwnicy, ożyją i zachwycą znowu dużych i małych widzów

 

Aktorzy w oczekiwaniu na występ


A zatem Smok znowu zżerał róże, pani Pelagia wymachiwała parasolką, a Lalki toczyły dyskusję na temat koloru czerwonej kapusty, która to kapusta nie jest ani czerwona ani zielona. Tylko fioletowa. Być może. A niekiedy modra, czyli niebieska... Chyba?

I, o dziwo, w tę dyskusję dają się wciągnąć i  dzieci i dorośli.

Końcowa opowieść o Ciepłym i Puchatym  zawsze powoduje, że słuchacze milkną. bezwiednie wyciągają ręce po to miłe i puchate i uśmiechają się do nas. I klaszczą.

P.S. 

Uważam, że najlepiej jednak  ma Czerwony Grubcio, który  może spać bezkarnie do samego końca.




P.S. nr2
Pomysły na kolejny sezon już kiełkują, a zatem nara!
Wesołego lata! 

czwartek, 19 czerwca 2025

Jak ja wychowałam dzieci?


 

Podobno... 

Rozpieszczam mojego kota. 

A właściwie kotkę. Miśkę.

Rozpieszczam tez nie-mojego kota. Piernika - rezydenta.

 

Piernik jadał z miseczki. Zawsze zostawiał na dnie trochę jedzonka.

Pomyślałam, że trudno mu się z tego dna wylizuje, bo wąsy opiera o brzegi naczynia. Wyciągnęłam z czeluści talerzyk ładny, ozdobny, bożonarodzeniowy. 

- Piernik, nowa miseczka!

Zjadł wszystko! Wylizał.

Syn patrzy sceptycznie.

- Teraz trzeba mu jeszcze widelec dać!

Ha, ha...


 

 ***

Miśka je obiad. Piernik przybiega po chwili. Wspina się przednimi łapkami na szafkę. 

-Miuauuu!- domaga się donośnie. 

Daję mu  z ulubionej, jeszcze rano,  saszetki. Indyk z fasolką.

Wącha. Obchodzi talerzyk z drugiej strony. Wącha. 

Odchodzi z ogonem sztywno uniesionym do góry.

- Piernik!  Przecież to jest to samo jedzonko!

- No właśnie! - mówi mi jego ogon - Ciągle to samo! 

Siadam i szukam na Allegro nowej karmy. 

*** 

Kręcę się po kuchni wieczorem. 

Miśka przybiega i patrzy mi w oczy.

- Mii!- miauczy po swojemu delikatnym sopranikiem.

- Miśka, już jadłaś kolację - przypominam jej.

- Miii! - chyba nie wierzy.

- Nie dam ci więcej. 

- Miii! - ociera się o moje nogi.

Wzdycham. nakładam kolejną porcję wołowinki.

- Mamusia!- mówi karcąco Syn znad swojej spóźnionej kolacji - Jesteś niekonsekwentna! Ja nie wiem, jak ci się udało nas wychować?!!

Cóż. Oni tak tak nie miauczeli.


 

wtorek, 17 czerwca 2025

Ludzie jak brylanty

 


Ta piosenka, wykonywana przez Marylę Rodowicz, zawsze poruszała mnie bardzo.

Ciary po plecach!

Wczoraj, przypadkiem, zobaczyłam nagranie z  koncertu opolskiego dedykowanego Jackowi Cyganowi z okazji jego 75-tych urodzin.

Dwóch starszych panów zaśpiewało spokojnie, melancholijnie, nawet powiedziałabym, statecznie. 

Pod filmem na YouTube pojawił się potok słów krytycznych, obraźliwych, ośmieszających,  nienawistnych.

Że śpiewać nie umieją? Może. 

Na pewno wiedzą już co nieco o odchodzeniu. 

Wiedzą i przeczuwają. 

Jak ja. 

Dlatego dziś wolę słuchać  tych dwóch siwych tetryków.

Ciary po plecach i łzy pod powiekami... 

 

I myślę sobie jeszcze, że oprócz tych ludzi z kamienia i tych z papieru, są też ludzie jak brylanty. 

Tak twarde, że można nimi ciąć szkło. 

I tak kruche równocześnie, że przez nieuwagę można rozbić je na pył.

 


"Znam ludzi z kamienia, 
co będą wiecznie trwać.Znam ludzi z papieru, 
co rzucają się na wiatr.
 
A my tak łatwopalni,
biegniemy w ogień, 
by mocniej żyć.A my tak łatwopalni, 
tak śmiesznie marni, 
dosłowni zbyt.
 
Wiem, że można inaczej żyć, 
oszukać, okpić czas.Wiem, jak zimno potrafi być, 
gdy wszystko jest ze szkła.
 
A my tak łatwopalni, 
biegniemy w ogień, 
by mocniej żyć.A my tak łatwopalni, 
tak śmiesznie marni, 
dosłowni zbyt.
 
Świat między wierszami 
największy ukrył skarb. Wiesz, w to miejsce czasami, 
odchodzi któryś z nas"
 
 
 
 
 
Odchodzi któreś z nas.Odchodzi któreś z nas.

niedziela, 1 czerwca 2025

Kto im dał skrzydła?

 

Tytuł w dzisiejszej Gazecie.pl: "Dzieci są skrzydłami człowieka"

Tak! 

Najpierw trzeba im pomóc te skrzydła wyhodować, a potem pozwolić odfrunąć. 

Tak robią ptaki. I ssaki. I inne zwierzaki.

Mogłabym rzec: tak bardzo się starałam...

Czy mi się udało?

Wiatru pod skrzydłami, kochane Dzieci. 

Wnuk już szybuje! 

 

Sercem, duszą i umysłem jestem z nimi w tych przestworzach.  

środa, 14 maja 2025

Kreatywność w cenie

 Kwiatożer w chwili  zadumy

 

Popisywałyśmy się wczoraj w przedszkolu. 

A właściwie w przedszkolu i żłobku.

Najpierw przyszły przedszkolaki, hałasując, popychając się i komentując. Wszak już nas znają.

"Żłobczaki" przydreptały cichutko, lękliwie, mówiąc posłusznie "dzień dobry", tak jak Pani im kazała. Oczy miały szeroko otwarte. 

Jednak jeszcze zanim przyszły, w chwili przedostatniej okazało się, że jest jeden Wielki Nieobecny. 

Smok, zwany Kwiatożerem, nie stawił się. 

Ktoś go przeoczył, pominął, zostawił. 

Jak tu zagrać smoka bez Smoka?

Ale! Nasze drugie imię  to  Kreatywność.  Trzecie - Improwizacja.

W chwili ostatniej autystyczny Tygryskot  zgodził  się zagrać  Kwiatożera.

Tygryskota zagrała  tygrysia maska karnawałowa.

W chwili kolejnej, następnej po następnej,  rezolutny Przedszkolak wdał  się w dyskusję z Lalką Czerwoną na temat koloru czerwonej kapusty.

- Kapusta jest zielona!- oświadczył.

- Czerwona kapusta jest czerwona! - protestowała Lalka głosem seniorki Basi.

- Kapusta jest zielona! - upierał się Przedszkolak, a reszta widowni wsparła go solidarnie.

Lalka się poddała. Wykreśliła czerwoną kapustę ze swojego czerwonego jadłospisu. 

Pełna zgoda.

 

Dałyśmy radę. Znowu.

Zadowolony Żłobczak  zadeklarował, że będzie spał z pomponikiem, którego dostał od Czarowniczki. Jak miło. 

No, to pa, pa! 

Do następnego!

 


niedziela, 11 maja 2025

45


 


45 lat temu. Też była niedziela. Słoneczna, wietrzna.

Na weselny bal przyszedł o 18.00 

Usiadł po drugiej stronie długiego stołu i od razu tamta strona ożyła. Bo mówił dużo, głośno, zamaszyście.

Opowiadał o filmie, który właśnie obejrzał. 

- Nie pamiętam tytułu..! - zamachał ręką niecierpliwie.

- Kung fu - podpowiedziałam z  mojego cichego końca stołu.

- Widziałaś? -  aż się uniósł z krzesła, żeby spojrzeć na mnie.

- Tak, świetny... 


Wtedy po raz pierwszy znalazłam się w polu widzenia niebieskich oczu mojego Męża.

Potem tańczyliśmy.


Daję Ci ten wiersz,
jak różowy goździk
skradziony
z weselnego bukietu.
Pierwszy kwiat
między nami.

W podmiejskim, 
nocnym pociągu
zamyśleni,
każde o sobie,
całowaliśmy się,
nie kochając(...)



wtorek, 6 maja 2025

i nie ma mnie...


 
 
"Lecz nie ma mnie i nie ma mnieI nigdy w życiu mnie nie będzie...Zostanę w liście, zostanę w śnie,W tkliwej śnieżnej legendzie..."
 
 
Nie ma Go.
Ja śnię .
Mówi mi w tym śnie, że mi wybaczył. 
Nie wiem, co?
Ale dalej będzie mnie kochał. 
Na szczęście!
 
Budzę się 
i
znowu
Go 
nie ma!
 
To boli.
 
"Nic o tym nie wiesz,
Czekasz drżąc,Dzień sennie sypie się i szepce,Ach serce moje i młodość mą,W srebrnej noszę  torebce..."
(J.Tuwim- Berlin 1913)

poniedziałek, 14 kwietnia 2025

Emeryckie rozmowy- c.d.


Standardowe  przedświąteczne pytanie zadawane mi przez panią Anię z sekretariatu,  w czasach pracowicie minionych:

-  Jak tam pani Basiu, okna już pomyte?

Okna były pomyte, albo nie. Wieszałam też firanki, a w kalendarzu w kolejne dni wpisywałam:  posprzątać pokój dzieci, porządki w kuchni, łazienka, pranie, magiel, zakupy, sernik, sałatka, gotować jajka, żurek, sparzyć kiełbasę, pamiętać o borówkach, posiać rzeżuchę... 

Przez kolejne lata tak samo, tylko dzieci zaczęły same sprzątać swoje pokoje. 

Teraz wszystkie pokoje należą do mnie. A w kalendarzu mam wpisy: próba na Rewolucji, próba teatru cieni, występ w przedszkolu, zapłacić rachunki!

Święta się zbliżają.  

Rozmowy dzisiejsze emerytek na próbie :

- Jak tam, okna pomyte?

 

A. umyła już 5 okien, zostało do umycia  15, ma duży dom. Sama musi ogarnąć, bo cały jest dla niej.

Ela nic nie mówi, wyrwali jej właśnie dwa trzonowce, cała spuchnięta.

Córka załatwiła dla W. sprzątanie.

- Wszystko na błysk! Firanki już wiszą.  

Ula mówi, że nic nie robi. Tylko żurek. No i sałatkę, wiadomo. Dewolaje na obiad. Coś tam upiecze. Ma posprzątane. Zrobiła też świąteczną dekorację.

Do J. przyjeżdżają wnuki, musi im jakieś atrakcje zapewnić. Ugotować oczywiście, okna pomyje dopiero.

A. znowu musiała myć taras, piaty raz w tym roku, bo brudzi się strasznie. Trzy razy wodę zmieniała w wiadrze. Będzie gotować żur na wędzonce.

- Jakąś rybę w galarecie, roladę z karczku, jajka nafaszeruję, sos tatarski zrobię, mazurek też będzie.

- To cały czas w kuchni spędzisz!

- E, to samo się gotuje... 

(Czemu u mnie nigdy  SAMO się nie gotuje???)

W. pojedzie na śniadanie do córki. Będzie dużo gości.

E. pewnie przejdzie się na rezurekcję. 

U. rano w sobotę pójdzie ze święconką. 


 - A ty  Basia?

 

 A ja?  

Cóż. Nie mam tarasu. Ani firanek.

Wnuk sam sobie organizuje czas. 

Dewolajów nie umiem robić, a do jajek faszerowanych nie mam cierpliwości. 

Pobędę szczęśliwa, z brudnymi oknami. I z mazurkiem.

"Luz, blues, w niebie same dziury... "

 Radujmy się!


 


sobota, 22 marca 2025

Emeryckie rozmowy

 

Różne towarzyszki rozmowy mi się trafiały ostatnio. 

Towarzyszki emerytki, oczywiście. (Towarzyszki, ale nie товарищи)

Rozmowy zwykle zaczynające się od: "co tam u ciebie?'

Słowa kluczowe: kolejki, terminy, przeciwbólowe, suplementy, konsultacje, biopsja, leki, leki, leki...


Rozmowa pierwsza:

- Co tam u ciebie?

Zabieg, szpital, wycinek, szycie, opatrunki...

- Kiedy wyniki?

- Za tydzień. 

- Ale szwy już zdjęte ...

- Aha... 

- Miałam numerek 432.

- O matko!

- No...

 

Rozmowa druga:

- Jak poszło? 

- Godzinę czekałam na ten rezonans.

- Dobrze, że to nie boli.

- Tak, ale głośno i zimno...

- I co tam wyszło?

- Wynikli za cztery tygodnie.

- O matko! 

- No...

 

Rozmowa trzecia: 

Zapalenie, badania, szpital, konsultacje...

- ...no i antybiotyk dostałam.

- Na długo?

- Trzy tygodnie. 

- Jest lepiej?

- Strasznie słaba jestem. I schudłam.

- To cię wymęczyło...

- No !

 

- Ja to się cieszę za każdym razem, gdy wychodzę. Dopóki chodzę, to znaczy, że żyję!

- O, to, to!!! Święta racja!


niedziela, 16 marca 2025

Emeryt z rana

 

Wcale nie jest, jak śmietana. 

Raczej, jak zsiadłe mleko.

 

Obudziłam się dziś rano, rano.

Na piersi siedział mi rudy kot i wibrował z całą mocą swojego włochatego jestestwa.  

W prawe ucho chuchała mi szara mordka Miśki. 


Gdyby umiały mówić po człowieczemu, ponaglały by mnie pewnie:"jeść, jeść, wstawaj, budź się, halo, rano już, śniadanie, śniadanie!"

 

- Zaraz wstanę - obiecałam im - ale najpierw fotkę zrobię.

 

Zrobiłam. Cyk! 



Przy okazji sama sobie weszłam w kadr.

Na zdjęciu zobaczyłam ... swoją własną Mamę. Albo nawet Tatę!

 

I prysły ! Nie tylko zmysły, ale i złudzenia  oraz fałszywe samooceny.

Te wszystkie "nie wyglądasz", "dobrze się trzymasz" a nawet: "nic się nie zmieniłaś" (!!!!) - głupstwa i czcze bałwochwalstwo!

 


To ja???

Jak teraz żyć?


wtorek, 4 marca 2025

Do dna


 

 28.02.1981r.

Byłam wczoraj na pogrzebie Pawła.

Pawła poznałam 45 lat temu. Był jednym z najpogodniejszych, najżyczliwszych i najbardziej przystępnych ludzi, jakich znałam. Tacy ludzie wydają się wieczni.

Paweł umarł. 

Na pogrzebie było bardzo dużo osób.

Dużo przemówień. 

Dużo słów uznania  i pochwał, bo profesor Paweł był bardzo ceniony, bardzo twórczy i bardzo pracowity.

 

Dużo wspomnień.

Było ich kilku. Paweł, Jacek, Antek, Tomek, Andrzej...

Żenili się po kolei.

Potem po kolei mieli dzieci - Paweł, Jacek, Antek, Tomek, Andrzej...

Po najmłodszej córce Pawła nasza córka donaszała śpiochy i kaftaniki. Sikała w te same, tetrowe pieluchy...

Opowiadało się o tych dzieciach, jakie fajne, jakie zdolne, do jakich szkół chodzą, jakie studia wybrali...

A Tadek to, a Stasiek tamto, a Marysia tańczy, a  Błażej grał w filmie, a Kasia, a Mateusz...

Zdjęcia z przedszkola, z komunii, ze ślubów. 

Mam w pamięci ich twarze, utrwalone w czasie wspólnych spotkań, świąt, wypraw w góry...

 

Otaczało mnie wczoraj dużo ludzi.

Obcych ludzi.

Smutną wdowę wyprowadzał z kaplicy wysoki, łysiejący facet. Kto? 

Nagle twarz w tym tłumie znajoma. Jakby.  Nie wiedziałam, skąd znam mężczyznę  z bujną, całkiem siwiutką czupryną. I przypłynęło jedno ze zdjęć - błysk! To najstarszy syn Jacka!

A łysiejący facet  jest mężem najmłodszej córki Pawła.

I ten przygarbiony, z brodą izraelity, to Pawła syn średni. 


A ci wszyscy dookoła, nieznani, czy raczej nierozpoznani, to my...

 

"Pijmy wino za kolegów, do dna,

Bo oni to my, a my to już mgła..."
 
...oraz wspomnienia i łzy. 
 
 

 

grudzień 2024

 

 

 


 

 

środa, 26 lutego 2025

44


"Świadoma praw i obowiązków wynikających z założenia rodziny, uroczyście oświadczam, że wstępuję w związek małżeński z Andrzejem Wiktorem i przyrzekam, że uczynię wszystko, aby nasze małżeństwo było zgodne, szczęśliwe i trwałe"

 

To było 44 lata temu.

Tyle, że był czwartek. 

Czwartek mroźny i słoneczny. Śnieżny.


Dotrzymaliśmy słowa przez lat trzydzieści jeden.

Kiedy umierał, powiedziałam mu, że to były najlepsze lata mojego życia. 

Powiedziałam prawdę.

Nieprzemijającą. 

 

sobota, 15 lutego 2025

Ładna czapka

 Było tak:

Wsiadałyśmy niedawno z W. do autobusu miejskiego  Z13. 

-  Ładną ma pani czapkę! - zakrzyknęła do W. kobieta z przedniego siedzenia  

-  Pani też ! - dodała, patrząc na mnie i może nie chcąc mi przykrości sprawić, bo o ile czapka W. czerwona z kolorowymi punkcikami mogła się spodobać, to moja całkiem zwykła i granatowa była.

Kobieta rozgadała się nagle i W. zrozumiała, że opowiada o nowo dostanej pracy. 

Ja nie zrozumiałam nic. 

Mówiąc delikatnie, pani była lekko zagubiona intelektualnie i trudno mi było ogarnąć jej niewyraźne wypowiedzi.

Tak czy owak, pogratulowałyśmy jej.

Było miło.

Kolejnej osobie  oznajmiła:

- Ładnie jest pani ubrana! 

Ładnie ubrana pani aż się zatrzymała zdumiona i upewniła się, że to o niej mowa.

Kolejna wsiadająca usłyszała:

- Ładne ma pani włosy!

Istotnie były ładne. Długie i rude.

Rozdająca pochwały  pasażerka  wysiadła i dopiero wtedy zauważyłam, że ma na sobie jaskrawo różowe spodnie i rękawiczki w kolorze trawy z ponaklejanymi serduszkami WOŚP.

Aż pożałowałam, że nie odwzajemniłam jej  komplementu - też była ładnie ubrana!

 

Jak już tu  napisano kiedyś, słowo ma moc.

Stałam sobie onegdaj w kolejce do kasy.

Długiej kolejce do kasy. 

A nawet bardzo długiej kolejce. Do kasy.

Ludzie w takiej kolejce są niecierpliwi.  Zrzędzą. Biadolą. 

Popychają się wózkami.

Trzęsą im się ręce przy odbieraniu reszty i wysypują z toreb źle zapakowane jabłka.

 

Pani kasjerka minę miała z gatunku wybuchowych.

Patrzyłam, jak  błyskawicznie  przesuwa nad czytnikiem każdy produkt z niekończącej się taśmy.

Lewa ręka sięga  po paczkę masła - biip - prawa natychmiast odsuwa masło na stronę "zapłacone"

Lewą kopytka - biip - kopytka na prawo.

Lewą ziele angielskie, trzy  paczki - biip, biip, biip - prawą szur, szur, szur na bok.

Majtki damskie - biip - szur, groszek mrożony - biip- szur, szampon pokrzywowy- biip- szur, śledzik na raz- biip, bibuła karbowana, poszewka bawełniana, świeca ozdobna - szur, szur, zgrzewka wody (tu nie tak łatwo) - najpierw dźwignąć, potem biip... 

- Karta, czy gotówka?

Powtarzające się ruchy, powtarzające się pytania. 

Przyszła moja kolej w tej kolejce i po kilku zaledwie biip - szur, podałam pani moje seniorskie e-kupony rabatowe. Spojrzała niechętnie, kupony zaburzają trochę rytm, bo coś tam trzeba na nich nabazgrać. Dopłaciłam kartą. Zapakowałam. I podkusiło mnie coś:

- Ma pani świetną koordynację wzrokowo-ruchową, ręce pani śmigają, jak nad fortepianem... 

Pani zamarła na sekundę, spojrzała na mnie, a twarz jej rozjaśnił taki uśmiech, że zmieniła się w kogoś zupełnie innego. 

Bo może to było jej marzenie - grać Mozarta i Chopina, a nie melodie kasy fiskalnej. Kto tam wie.

Poszłam sobie, a ona została na czele niemalejącej kolejki.

Może zostały z nią moje słowa?  Może nie.

Jednak przez chwilę się uśmiechała.

A "uśmiech jest połową pocałunku"- jak twierdził ulubiony pisarz niegdysiejszych nastolatek.

No i dobrze. 

 

Całować się z obcymi nie będę, ale słów różnych mam pod dostatkiem. Oraz emeryckiego czasu na wyrozumiałość.

Ładna czapka, co nie?


wtorek, 11 lutego 2025

Śnienie


Kiedy umarł mój Mąż, myślałam często, że chciałabym chociaż przez chwilę potrzymać go za rękę. Ciepłą i silną. Pewną. 

Jeszcze chociaż raz.

 

Niedawno mi się przyśnił. 

Widziałam, jak idzie ku mnie, taki uśmiechnięty, jak tylko on potrafił się uśmiechać. Niebiesko.

- Przecież ty nie żyjesz?!- powiedziałam, przecząc temu co widzę.

- To była pomyłka - odparł i znowu się uśmiechnął, a w policzku zrobił mu się dołek. Jak zwykle.

I wziął mnie za rękę i trzymał  CAŁY CZAS. 

Jego dłoń była ciepła. Jak zwykle.

Wtedy uświadomiłam sobie, w tym śnie, że raz to  ZA MAŁO!!! 

O wiele za mało. 

 

"Gdy się miało szczęście, które się nie trafia:
czyjeś ciało i ziemię całą,
a zostanie tylko fotografia,
to — to jest bardzo mało… "
(Maria Pawlikowska - Jasnorzewska)


Przedwczoraj zastanawiałam się, czy można równocześnie czuć się smutną  i szczęśliwą.

Wczoraj mnie olśniło, że to zbędne pytanie. 

Skoro tak się czuję, to można. Uczucia są naprawdę.

P.S.

Mój Mąż czasami mi się śni.

piątek, 31 stycznia 2025

Trochę szczęścia tanio sprzedam

 

Wczoraj:

Najpierw zadzwonił do drzwi moich Kominiarz. 

Dużą literą zapisany, bo był prawdziwie kominiarski, na galowo, ze srebrnymi guzikami, pasem przepasany. Tylko cylindra nie miał, za to torbę dźwigał z kalendarzami "na szczęście".

Spytał  o zdrowie, kalendarz zarekomendował i powiedział , że kosztuje "od serca".

Kupiłam, bo co będę na szczęściu oszczędzać.


(I tu właśnie mi się przypomniało, że za guzik ani kominiarski, ani swój nie złapałam! Chociaż przesądna nie jestem, to kurde trochę szkoda...

I znowu mi się tu pcha  w kwestii tej przesądności - lata temu,  ponad 25 z okładem, w serialu, co jest nowelą, bohaterka grana przez Barbarę Bursztynowicz przytargała do domu przed Bożym Narodzeniem olbrzymią gałąź jemioły. Mężowi swojemu, Jerzemu, przypomniała, że w roku poprzednim jemioły nie było i syna im bandyci pobili.

Więc ja,  tamtą scenę w pamięci ciągle mam i co roku jemiołę kupuję!)

 

Wczoraj w dalszym ciągu:

Popołudniem miłym, ciepłym, styczniowym wracałam ze spaceru kijowego ( z kijami znaczy, a nie że do bani) i spotkałam pod klatką młodego człowieka, sympatycznego na oko i uprzejmego bardzo.

Czy księdza po kolędzie przyjmę i czy go na klatkę wpuszczę, zapytał.

Na klatkę wpuściłam. Proszę bardzo! Dla uprzejmych i ja uprzejma.

 

"Podstawowym celem kolędy jest modlitwa księdza wraz z parafianami w ich domach, poświęcenie domu oraz błogosławieństwo dla rodziny na cały rok"

 

Według prawa kanonicznego:

 "Pragnąc dobrze wypełnić funkcję pasterza, proboszcz powinien starać się poznawać wiernych powierzonych jego pieczy. Winien zatem nawiedzać rodziny, uczestnicząc w troskach wiernych, zwłaszcza w niepokojach i smutku, oraz umacniając ich w Panu, jak również – jeśli w czymś nie domagają – roztropnie ich korygując" 

Bezduszne prawo nic o szczęściu nie mówi. 

 

Czyż nie tego jednak oczekuje się od błogosławieństwa? Nadziei, że dom i jego mieszkańcy, opromienieni łaską modlitwy doczekają w spokoju i pokoju następnych świąt?


Kominiarz dostaje do ręki "od serca", ksiądz w kopercie "co łaska".

Szczęście ceny nie ma, każdej warte!


Przesądna nie jestem. 

Ale głupia też nie - wiem, że to szczęście szlaja się, gdzie chce, więc mu pomóc ociupinę  trzeba w trafieniu do celu.

 

Szczęścia, zdrowia, pomyślności!!!

(To tak trochę w opozycji do poprzedniego postu o szczęściu, kobieta zmienną jest)