sobota, 17 maja 2008

Radio

Pisząc o rozrywkach zapomniałam o radiu! A przecież radio było bardzo ważne!
Pamiętam radio "Pionier", choć być może wcześniej mieliśmy jakieś inne. Było w jasnej, drewnianej obudowie, na dole miało skalę za szybką, a u góry, z lewej strony zapalała się okrągła, chyba zielona lampka, gdy było włączone.
Radio stało między oknami na śmiesznej szafeczce, która wyglądała, jak przecięty walec. Miała trzy nóżki i trzymane w niej były buty. Szafeczka nie była największej urody, dlatego Mama przykrywała ją serwetką. 

Na radiu też zwykle leżała serwetka, stał wazonik albo inny bibelocik (drewniane grzybki, porcelanowy chłopczyk, gliniany dzbanuszek, fosforyzująca figurka Matki Boskiej, którą Jurek przywiózł z Częstochowy...)
Radia słuchaliśmy często. 

Mama słuchała wiadomości.
Pamiętam, jak siedziałam i słuchałam o tym, że właśnie pierwszy człowiek poleciał w kosmos. Nazywał się Jurij Gagarin. Był kwiecień 1961 roku. Jakiś czas potem Gagarin i Tierieszkowa przejeżdżali w odkrytym samochodzie nasza ulicą. Tłumy wiwatowały!
W soboty wieczorem, jak już pisałam, słuchaliśmy Matysiaków. 

Radiowa rodzina mieszkała w Warszawie, ale poza tym była nam bardzo bliska. 
Józef Matysiak i jego przyjaciel Wojtek Grzelak byli robotnikami. Mieszkali w trudnych warunkach, borykali się z kłopotami dnia codziennego. Ciągle ktoś do nich wpadał z wizytą, sąsiedzi, koledzy dzieci, rodzina ze wsi, znajomi z pracy... Dlatego, gdy bywało u nas głośno, Tata mówił: "jak u Matysiaków!" 
Przed radiowym mikrofonem zasiadało mnóstwo znakomitych aktorów: Stanisława Perzanowska, Jan Ciecierski, Tadeusz Fijewski, Tadeusz Janczar, Danuta Szaflarska, Zbigniew Zapasiewicz, Jarema Stępowski... 
Uwielbiałam najmłodszego syna Matysiaków, Gienka, którego kreował młodziutki wtedy Stefan Friedman.
Trochę później zaczęli się pojawiać na antenie następni bohaterowie rodzinnej sagi, Jabłońscy z Jezioran. 

To słuchowisko nadawane było w niedziele, w porze obiadu. Akcja rozgrywała się w realiach wsi podlubelskiej. Główną postać męską odtwarzał Zygmunt Kęstowicz.
Te dwie audycje można by porównać do współczesnego telewizyjnego Klanu i Złotopolskich.
Rankiem w niedzielę słuchałam programów dla dzieci, niestety nie pamiętam żadnych szczegółów. 

Natomiast po południu często bywał "Podwieczorek przy mikrofonie", mieszanka piosenek, skeczy wierszy, taki radiowy kabaret. Był jeszcze "Wesoły autobus", ale jakość tego show była o wiele gorsza:)
Bardzo lubiłam słuchowiska radiowe. Nazywało się to Teatr Polskiego Radia...
W niedzielę przy obiedzie słuchaliśmy bardzo często Koncertu życzeń. Kilka razy nawet sami skorzystaliśmy z tej formy składania życzeń bliskim. Spikerzy czytali dedykacje dla kilku osób a potem nadawano zamówioną piosenkę. To była jakaś frajda usłyszeć swoje nazwisko przez radio!
Mama czasami usiłowała znaleźć Wolną Europę, ale mnie w ogóle nie interesowały te trzaski. Wątpię, żeby udało jej się coś namierzyć na tym naszym radiu.
Nie pamiętam dokładnie, kiedy Jurek kupił adapter, ale na pewno było to jeszcze przed telewizorem. 

Adapter był w zielonej obudowie i trzeba go było podłączać do radia, bo nie miał własnych głośników. 
Analogowe płyty były na ogół z czterema piosenkami. Longplaye pojawiły sie znacznie później i były hitem. 
Pamiętam, że mieliśmy płyty z piosenkami Ludmiły Jakubczak, Piotra Szczepanika, Karin Stanek, Kasi Sobczyk, Filipinek.. Jurek zdobył skądś płytę Paula Anki, chyba była przywieziona przez kogoś z zagranicy. Najbardziej fascynowała mnie czerwona, półprzezroczysta płyta rosyjskiej wytwórni Melodia. To ona pachniała wielkim światem a nie Paul Anka:) Chociaż na okładce Paula Anki była dziewczyna na huśtawce, w szerokiej, marszczonej spódnicy, jak z "Gorączki sobotniej nocy". 
Niezwykłe były też pocztówki dźwiękowe. Teoretycznie można je było wysłać pocztą, choć nie wiem, czy ktoś to robił.
W 1970 roku rodzice kupili telewizor. 

Czarno-biały oczywiście. Program zaczynał się chyba około 13stej. 
Najpierw tylko jeden, niedługo potem dwa. 
Oglądałam pierwsze seriale: "Kolumbowie rocznik 20sty" i "Saga rodu Forsythów". 
Byłam zachwycona! Radio poszło w kąt. Pozostałyśmy z Mamą wierne tylko "Matysiakom":)
Nawiasem mówiąc "Matysiakowie" żyją na antenie do dziś!!! 

Czasem jeszcze ich słucham i ma to znaczenie symbolu - czuję więź międzypokoleniową.



5 komentarzy:

PAPROCH pisze...

O rany, a myślałam, że fosforyzujące Bozie to współczesny wynalazek:-/
A radiowy Koncert Życzeń to i ja pamiętam jeszcze, bo jak byłam dzieckiem, to chyba się w naszym domu więcej radia słuchało niż obecnie, mam rację?:-)

mamuśka pisze...

Naprawdę? Może u babci słuchałaś? No w telewizji tez coś takiego było...

PAPROCH pisze...

Ee, mnie się wydaje że w radiu, u nas w domu. Może jak dziadkowie przychodzili nas pilnować?... A może faktycznie u babci, teraz już nie wiem... Od babci to ja najlepiej zapamiętałam oranżadę, kasztanki (cukierki) i jak Mateusz obrzygał wersalkę;-D

mamuśka pisze...

Dziadkowie przychodzili we wtorki, a koncert życzeń był w niedzielę.A to rzyganie Mateusza, to już zawsze będzie we wspomnieniach? On przez to ma traumę:)

PAPROCH pisze...

Oj, biedny Mateuszek;-) Chyba zawsze będzie we wspomnieniach, nic nie poradzę;-) Przychodzili we wtorki, pamiętam:-) To już nie wiem, gdzie słuchałam tej listy przebojów. Ale słuchałam na pewno:-)