środa, 18 czerwca 2008

Baśka i Barbara


Imię dla mnie podobno wybrał tata. Nie wiem, dlaczego akurat takie. 
Na początku nie podobało mi się. Brzmiało twardo, ostro. 
"Basia, basia" wołano do wiewiórek. 
Baśka też niedobrze, jakoś wyzywająco...
Barbara byłam dla Taty.
Mama mówiła do mnie Basia, Basiunia (co było miłe), czasem Baśka, gdy już byłam dorosła. 

W dzieciństwie długo mówiła do mnie"cipka", czego nienawidziłam. Co gorsza wołała tak do mnie w miejscach publicznych!
Mój Brat najczęściej mówił Bacha, albo " siostra". Czasem, bardziej oficjalnie, Barbara. W pewnym momencie zaczęliśmy oglądać program dla dzieci "Zwierzyniec", po którym zawsze był rysunkowy filmik Disneya o misiu Yogi i jego małym przyjacielu Boo Boo. 

Boo Boo trochę się zniekształcił w naszych ustach i zostałam Wuwu! 
Jurek był oczywiście Yogim, a nasza niczego nieświadoma Mama panem dozorcą parku Yellowstone. 
Zjednoczeni tajemnicą o jej niewdzięcznej roli zaśmiewaliśmy się do rozpuku po powrocie z telewizji (chodziliśmy na seanse do Zenka, piętro niżej). 
Yogi nie przyjął się. Wuwu zostałam na długie lata:) 
Tylko Jurek mógł tak do mnie mówić. Czasem Iwonka próbowała, ale nie bardzo to jej leżało w ustach. No i jeszcze mała Agunia, dla której byłam "ciocią Wuwu".
Koleżanki w szkole mówiły przeważnie Basia, koledzy Baśka.
W jedne wakacje, na koloniach w Międzyzdrojach, szalona koleżanka Tereska oświadczyła, że nie podoba jej się własne imię i kazała do siebie mówić Majka. Ponieważ często chodziłyśmy razem, wymyśliła, że ja będę Bajką. Nikt chyba jednak , oprócz Tereski, tak mnie nie nazywał.
Kuzynka Danusia czasem mówiła do mnie Basiula, a kuzyn Zygmunt zwracał się do mnie "kuzyneczko".
Kiedy zaczęłam pracować, dla większości byłam panią Basią. 

Dyrektorki mówiły pani Barbaro. 
A kolejna znajoma Tereska S., nie zwracała się do mnie inaczej, jak Basieńko! Tego też nie lubiłam, bo Tereska S. wszystko zdrabniała i brzmiało to infantylnie. Kupowała bileciki za złotóweczkę i masełko do chlebka, a płaciła pieniążkami!
Zaczęłam też być panią magister, panią doktor a nawet zdarzyło się, że panią profesor:)) 

Oczywiście w pracy najczęściej byłam panią psycholog i panią pedagog. 
A na urzędowych papierach - obywatelką. 
Gdy do grona pedagogicznego dołączyła wysoka Małgosia M., zostałam Basikiem. To nawet było ładne, kojarzyło mi się z "Kolumbami" Bratnego.
Stopniowo zaczęłam przekonywać się do tego imienia. 

Z zachwytem odkryłam wiersze dla Barbary, Krzysztofa Kamila Baczyńskiego. 
Bardzo silnie utożsamiałam się z Barbarą Niechcicową z "Nocy i dni". 
No i oczywiście Baśka, hajduczek, z "Pana Wołodyjowskiego" zawojowała moje serce.
Z "Portretów imion" Kazimiery Iłłakowiczówny dowiedziałam się, że "Barbara, obca wśród swoich, struchlała zawsze, gotowa z lęku do walki, bezbronna wobec dziecka, służącej, rywalki (...) lubi ciszę, ciasnotę i mur gruby...".

 Bardzo mi pasowały te słowa! 
Tak, jakbym odnalazła w nich swoją tajemniczą tożsamość. Mogłam być już Basią, Baśką i Barbarą.
Dzieci kiedyś wołały do mnie "mama", ale ostatnio jestem mamunią i mamusią, a czasem "mamuń", co brzmi uroczo.
Byłam i jestem też oczywiście ciocią, ale jeszcze niestety nie babcią.
Pani dentystka zwraca się do mnie "pani Barbarko" i też mi się podoba.
A ten, z którym ksiądz połączył mi stułą ręce, mówi do mnie Misiu. 

I ja do niego też:))

5 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Hmm, po przeczytaniu tego wpisu mam dwa przemyślenia:
1. Ja też przez długi czas nie lubiłam swojego imienia (a w szczególności zdrobnień);
2. Moja babcia mówiła do mnie "cipcia" albo "cipciunia", co też uważałam za jedną z najokropniejszych rzeczy w moim życiu :-)
A u nas w szkole uczeń prosząc panią C. (pracuje i matka i córka), zapytany "Ale którą?" ze zdziwienia powiedział: "BarBasię" :-)

mamuśka pisze...

Agata zawsze wydawało mi sie bardzo dystyngowane:))Imię dla damy:)) Agatka oczywiście razem z Jackiem, ale tez sympatyczna:))

PAPROCH pisze...

"Mamuń"? Kto tak mówi? Bo przecież nie ja;-p Ja najczęściej chyba teraz mówię "Mamuś"?;-)
Mnie się imię Basia bardzo podoba, nawet rozważałabym nadanie takowego Twojej ewentualnej przyszłej wnuczce;-) Ale małżon ma jakieś opory;-p
A ja za swoim imieniem długo nie przepadałam, jedyną akceptowaną przeze mnie wersją była szorstka "Kaśka". Chyba się postarzałam, bo teraz jednak najbardziej podoba mi się swojskie Kasia:-) Lubiłam być "panią Kasią" na studiach-jak wykładowca tak do mnie mówił, zmiękczał moje serce;-p

Anonimowy pisze...

A ja wręcz przeciwnie - Pani Agato brzmiało i brzmi dla mnie okrrropnie oficjalnie a nawet niekiedy wrogo :-) Najbardziej lubię "Aga", choć już mi się nudzi tłumaczenie, że to zdrobnienie wcale nie tylko od Agnieszki.

mamuśka pisze...

A może rzeczywiście piszesz mamuńciu a nie mamuń:)))