wtorek, 15 lipca 2008

XXVIII LO - koleżanki


W liceum trafiłam do klasy żeńskiej. 
Oznaczało to cztery lata bez kontaktów z chłopakami. 
Byłam zrozpaczona! 
Nie dlatego, że tak bardzo lubiłam chłopców. Instynktownie czułam, że to czas ważny dla relacji damsko-męskich, a ja nie potrafiłam sobie wyobrazić własnej inicjatywy w tym względzie. Mogłam tylko siedzieć w kącie, albo w ostatniej ławce i czekać...
Dziewczyny były różne. 

Raczej je lubiłam i one lubiły mnie. 
Siedziałam w ławce z Elą Izydorczyk. 
To była spokojna, miła dziewczyna. Bardzo oczytana, zdolna. Była równocześnie skromna i świadoma swojej wartości. Dojrzała. Czułam się przy niej trochę, jak przy starszej siostrze. Właściwie nigdy nie powiedziała, że mnie lubi, ale chyba tak było. Czasem u niej bywałam, najczęściej po jakąś książkę albo zeszyt. Mieszkała w blokach na Wawelskiej, miała swój pokój, co było w ogóle szczytem marzeń. Ona u mnie nie była nigdy. Zdawała na medycynę. Po maturze spotkałyśmy się raz, przypadkiem. Właściwie, to nie miałyśmy o czym rozmawiać i chyba z ulgą się pożegnałyśmy. Nie mam nawet jej fotografii.
Zresztą nie mam fotografii żadnej z moich koleżanek z liceum. To o czymś świadczy. Nasze więzy urywały się poza drzwiami szkoły.
Trochę inaczej było z Jolą. 

Jola Jezierska była bardziej z mojej "półki". Jej rodzice byli robotnikami. 
Jola mieszkała na trasie do szkoły. Zamiast jeździć tramwajem i iść potem kawał od przystanku, ruszałam trochę wcześniej z domu. Nie czekałam na 15- stkę, wędrowałam Franciszkańską, potem między blokami do Zielnej, tam czekałam pod domem Joli. Czasem pokrzykiwałam na nią, gdy się za bardzo spóźniała. Dalej szłyśmy razem ulicą Włady Bytomskiej, do parku Promienistych, na przełaj przez osiedle, do ulicy Brackiej i już, tuż, tuż była szkoła, XXVIII LO. 
Czy odnalazłabym dziś tę drogę? Nie wiem. Niedawno wysiadłam z tramwaju i ruszyłam w stronę szkoły. Tak też czasami chodziłam, zwłaszcza zimą. Nogi teraz niosły mnie same. Bezbłędnie trafiłam w wąską szczelinę między domami, skrót o którym w ogóle nie pamiętałam, to on mnie odnalazł...
Powrotna droga była podobna, ale szłyśmy o wiele wolniej, spacerkiem. 

Z Jolą nie mogłyśmy się nagadać. 
Na przerwach, po lekcjach, była straszną gadułą! 
Akcentowała dziwnie czasowniki, mówiła: pojechałyśmy, zrobiłyśmy, widzieliśmy... To było denerwujące, ale wybaczałam jej ten manierę. Czasem stawałyśmy jeszcze przed jej blokiem i paplałyśmy jak najęte.
Jola siedziała z Anką Kochanek. Anka, skrupulatna, rzetelna, przyjaźniła się z Elą. Taki swoisty KWADRAT.
Pamiętam jeszcze Małgosię Jeruzal, delikatną, trochę naiwną blondynkę. Halinę Opalińską, Grażynę Gałązkę - one wszystkie, łącznie ze mną, były zwolnione z W-F. Razem pauzowałyśmy, jedząc drugie śniadania i czekając na następne po wuefie lekcje.

 Na te drugie śniadania w poniedziałki często miałam włożone w grube pajdy chleba, krojone przez tatę, panierowane schabowe kotlety, które zostawały z niedzieli. Uwielbiałam takie kanapki. 
No, nic dziwnego, że byłam pulchna!
W mojej klasie była jeszcze Ewelina Łepak, śliczna, wiotka, z długimi blond włosami, Halina Smolarek, poważna, jak z powieści dla dziewcząt. 

Aldona Tyszkiewicz, stonowana, trochę tajemnicza. 
Sylwia Pikała, rzetelna, życzliwa wszystkim prymuska. 
Róża Hetman, ekscentryczka z burzą ciemnych loków. 
Romka Rogalska, filigranowa, zgrabna, Mirka Kulig, rozgadana. 
Halinka Kupiec, ciemnooka. 
Ela Wieszczek z grubym warkoczem. 
Chuda Ewa Szwede. Gruba Lonia Szczepanik. 
Ewa Jędrzejczak z długą twarzą i wysuniętą szczęką. 
Delikatna, anielska Małgosia Bajon. 
Wspaniała, mądra Anka Mordaka, o ciekawej urodzie Żydówki albo Cyganki. Irka Czarnecka, prawie jej nie pamiętam, tak jak i Eli Pawełczyk. 
Krysia Formańska, która od nas dowiedziała się, skąd się biorą dzieci. Potem podobno jako jedna z pierwszych wyszła za mąż.
Wreszcie Ewa Fiszer. To postać znacząca w moim licealnym życiu.

 Ewa była duża i głośna. Miała duży nos, jasne, długie włosy i lubiła mieć rację. Lubiła też mnie. 
Dzięki niej zaistniałam w szkole. 
Wciągnęła mnie do pracy w ZMS, zrobiła ze mnie swoją zastępczynię. 
Ona była przewodniczącą. 
Sama ideologia ZMS w ogóle mnie nie interesowała. 
Nasz dom był apolityczny, raczej przeciw wszystkiemu, co jawiło się Mamie jako źródło naszych niedoli. Nigdy nie słyszałam, żeby Tata wypowiadał się na ten temat. On po prostu robił swoje, to znaczy zarabiał na chleb. 
Jednak ta rola w szkole pozwalała mi nawiązywać kontakty z innymi, tego mi brakowało. Poznawałam ludzi z innych klas. 
Zorganizowałyśmy wystawę poświęconą patronowi szkoły, Broniewskiemu. Latem pojechałyśmy na obóz do Borku. 
Dostałam odznakę Wzorowy Uczeń i Aktywista, dzięki niej błyskawicznie wyrobili mi dowód i mogłam iść na pierwsze w życiu wybory. 
Nareszcie czułam się trochę ważna! 
Ewa umiała wszystko załatwić. Bez oporów chodziła do nauczycieli, do dyrektora. Czasami miałam wrażenie, że godzą się na różne rzeczy, żeby pozbyć się Ewy. 
Załatwiła dla naszej klasy pozwolenie na to, że możemy przyprowadzić na studniówkę partnerów spoza szkoły. Żadnej innej klasie na to nie pozwolono. Wygospodarowała dla ZMS pokoik, w którym mogłyśmy przesiadywać na przerwach i po lekcjach. 
Po maturze zdała na medycynę, a potem została kierowniczką przychodni lekarskiej gdzieś w Polsce... 
Właściwie tego można było się spodziewać. Ewa zawsze była KIEROWNICZKĄ!!!
ZMS wrócił do mnie niemiłą czkawką, gdy w 1980 roku ludzie partii poszukiwali gwałtownie młodych kadr. 

Wezwano mnie przed oblicze jakiegoś sekretarza i namawiano do zapisania się do PZPR. Jakoś się wyłgałam, mówiąc, że jeszcze się zastanowię. Powiało grozą.
Ewa natomiast wróciła w moje życie całkiem nieoczekiwanie. Stałam na korytarzu przed wykładem. Byłam już na I roku psychologii. Jedna z dziewczyn, która zresztą wydawała się sympatyczna, zapytała mnie: "znasz Ewę Fiszer? Jest moją kuzynką Opowiadała mi o tobie".
Tak poznałam następną ważną i bliską mi osobę. Bogusię.


1 komentarz:

PAPROCH pisze...

Bogusia:-) Moja przyszywana "ciocia":-) Przez lata tak do niej mówiłam i... tak mi zostało;-) Ciekawe, czy moje dzieci będą mówić np. do mojej Olgi "ciociu"?;-)