niedziela, 5 lipca 2009

Córeczka

Kasia, 6 tygodni
Rosła jak na drożdżach! Notowałam ciągle newsy: śmieje się głośno, przewraca się na brzuszek, zjadła zupkę, ma zęby, siada, stoi, powiedziała "tata", chodzi...
Była wielka sobota. Kasia puściła moją rękę i zrobiła pierwszy, samodzielny krok. Miała 10 miesięcy. Zrobiła pierwszy, a potem drugi. Usiadła. Podniosła się, znowu dwa kroki... Klap! I jeszcze raz! Chodziła tak całe popołudnie!
Potem lawinowo posypały się słowa. Całe zdania. "Dzie jeśt kedka, pitam się?"- to w lutym 1985 tego." "Ptaszek psiewa, psiewu, psiewu, mucha lata, latu , latu..." - jak miała dwa lata. Byłam w niej zakochana. Uwielbiała słuchać czytanych wierszyków i bajeczek. Brała z półki swoją ulubioną, sadowiła się obok na kanapie i zarządzała:"cisiaj". Słuchała uważnie i broń Boże nie można się było pomylić albo przeoczyć czegoś. Po kilku razach umiała już tekst na pamięć i "czytałyśmy" razem.
- Biega, krzyczy pan...Haly..
- Gdzie są moje...kaly?
Przynosiła kartkę i ołówek i prosiła:"pisiaś"...Miałam jej rysować różne rzeczy, które nazywała. Potem rysowała sama i nadawała tytuły: "dziewczynka w wolku"."Słoń z klętowatą moldą" ."Jakiś zdewelwowany tata".
Szyłam jej spodenki, spódniczki na szelkach. Przerabiałam moje ciuchy na sukieneczki, kurteczki, wdzianka. Inka przysyłała z Hamburga śliczne, małe ciuszki. Różowe sandałki z przezroczystego plastyku były przebojem! Tak samo, jak malutki plecak w kształcie różowej wiewiórki. Ludzie oglądali się za nami, kiedy chodziliśmy na spacery. Zagadywali ją. Odpowiadała rezolutnie, a ja puchłam z dumy. Ojciec zabierał ją na długie spacery, które uwielbiała. Wytrzymywała dalekie marsze.
Kiedy skończyła 3 lata pojechaliśmy znowu do Dziwnowa. Pierwszy raz zobaczyła morze. Chodziliśmy na plażę, na spacery brzegiem. Widzę ją we wspomnieniach w malutkiej, brązowej bosmance i niebieskich kaloszkach, jak przeskakuje przez fale. Wracaliśmy do Łodzi długo, z trzema przesiadkami, każdy niósł swój plecak. Kasia podskakiwała i nie marudziła. Myślałam wtedy, że to cudowny czas. Dziecko wyrosło z pieluch, smoczków, wózków, można się z nim dogadać, będzie coraz łatwiej... Wtedy, w pociągu z Poznania do Kutna, nie wiedziałam jeszcze, że TO NIE KONIEC:)

6 komentarzy:

PAPROCH pisze...

Ostatnio z Kubą czytałam "Pana Hilarego"... identycznie:-D
Różową wiewiórkę mam przed oczami jak żywą (no, półżywą, bo żywa to ona nigdy nie była;-) Gdzie ona jest, pitam się;-)

mamuśka pisze...

Gdzieś tam sobie biedna wegetuje.Już nigdy"jak żywa" nie będzie:(

PAPROCH pisze...

Ale w domu ją masz? Czy wydałaś?

mamuśka pisze...

W domu, w domu. Tylko szeleczki się urwały

PAPROCH pisze...

Chyba ją ukradnę;-)

mamuśka pisze...

Nie musisz kraść. Jest w twoim koszu:)