niedziela, 12 lipca 2009

Synek


W pabianickim szpitalu były inne zwyczaje. Piątego dnia przynieśli mi dziecko do karmienia, mimo, że dostawałam profilaktycznie antybiotyk. Więcej spał niż jadł. Patrzyłam sobie na niego i nie mogłam się nadziwić temu cudowi - mam syna!
Po dziewięciu dniach wypisali nas do domu. Andrzej przyjechał z Kasią. Przywiózł ich Marcel swoim Wartburgiem. Zastanawiam się, co czuła nasza córeczka, gdy widziała w moich ramionach inny skarb.
Dla Kasi zaczął się trudny czas. Często słyszała upomnienia, traciliśmy cierpliwość. Za dużo krzyczała, za mocno kołysała wózkiem, skakała po kanapie, kiedy karmiłam, domagała się uwagi głośno i często. Goście zachwycali się braciszkiem, przynosili mu prezenty, pochylali się nad łóżeczkiem. A ona musiała chodzić do przedszkola! Było mi jej żal i byłam rozdarta. Nie wiedziałam, czy moja mała dziewczynka czuje, że kocham ją tak samo mocno jak przedtem.
Matusz tymczasem ... jadł jak najęty! Początkowo budził nas trzy razy w ciągu nocy.O północy, o trzeciej i o szóstej. Tatuś cierpliwie przynosił go do ssawki, potem nosił do "odbicia", przewijał , usypiał... Synek ciągnął z obu piersi naraz. Nic dziwnego, że rósł na potęgę.
Poza jedzeniem niczego mu nie brakowało do szczęścia. Kiedy nie spał, przyglądał się ze spokojem otoczeniu. Pozycję "na brzuszku" witał z niejakim zdumieniem i rozglądał się jeszcze uważniej. Ten filozoficzny nieomal spokój był dla nas nowością.
Mateusz od początku był tez niezwykle uparty, choć niektórzy powiedzieliby, że to konsekwencja w postępowaniu:) Zdecydowanie odmówił picia przez smoczek i jak tylko przestał ssać mleko przeszliśmy na kubek i łyżeczkę. Uwielbiał wszelkie gałeczki i jeśli właśnie postanowił pokręcić tymi od telewizora, to nie było takiego sposobu ani siły, która by go od tego odwiodła. Jeśli zaczynał coś kolekcjonować, to trwało to latami. Wyznaczał sobie odległe cele i je realizował. Taki jest cały czas i zastanawiamy się wszyscy, kto go tego nauczył:)))
Rozwijał się w swoim własnym rytmie, zupełnie inaczej niż jego siostra. Nie spieszył się do chodzenia ani do mówienia. Tak, jakby namyślał się, czy w ogóle warto:))) Później zaczął gadać jak nakręcony! Posługiwał się często swoim własnym językiem, słowami które tworzył w oparciu o melodię usłyszanych zwrotów. "Bandalalu", czyli "koniec balu panno Lalu", jak mawiał tata. "Ablandau" oznaczało, że idziemy do tramwaju. "Do ploploka"- do przedszkola. Pojawiały się też słowa, które tylko dla niego były jakimiś skojarzeniami: "amaniana" bardzo długo oznaczało" że chce jeść. "Schabądek z naciskami" to po prostu...kalkulator.
W wieku 6-ciu lat poszedł do szkoły. Powód był prozaiczny. Chciałam, żeby uczyła go ta sama nauczycielka, która uczyła Kasię. Przeszedł pomyślnie testy na dojrzałość szkolną i zaczął naukę w klasie I. Potem żałowałam swojej decyzji. Szczególnie , gdy popołudniami wracaliśmy ze szkoły, on z tornistrem na plecach i perspektywą odrabiania lekcji , a jego rówieśnicy bawili się beztrosko w ogródku przedszkolnym. Mateusz w końcu nie żałuje.

4 komentarze:

PAPROCH pisze...

Jak mógł jeść z obu piersi na raz??:-o
Schabądek z naciskami to faktycznie hit., ale zapomniałaś o konglifach;-)

mamuśka pisze...

Najpierw z jednej, potem z drugiej:) Co było niezgodne z wytycznymi, bo dziecko miało jeść w kolejnych karmieniach, raz z jednej raz z drugiej.
Jeszcze było"daj Manusza doziomnąć"!

Mateusz pisze...

budziłem tak jak tera Gacek:P

mamuśka pisze...

Dlatego czasem do Gacka mówię "synku":)))