środa, 4 września 2013

Było pięknie...








...niektórzy płakali.
Ja też się popłakałam, chociaż, liczyłam na to, że się obejdzie...
Były kwiaty (piękne!) i prezenty, i uściski. Dużo uścisków!
Dużo dobrych, wzruszających słów.
Dużo ciepła. 
Dużo jedzenia:))) 

Rada Pedagogiczna, czyli moi mili współpracownicy, pożegnali mnie, od trzech dni emerytkę.
Podziękowałam im. 
Co jeszcze można zrobić, oprócz paru tradycyjnych gestów i kilku chwil na wspomnienia?
Wielu rzeczy, o których myślałam, że powiem, nie powiedziałam. Zapomniałam.Widocznie nie były ważne. 
Nieważne dla nich, bo mają własne wspomnienia i to one tworzą rzeczywistość.
Moja miła sercu M. opowiedziała, jak zapamiętała pierwsze ze mną zajęcia. Ja nie pamiętałam o nich wcale.  Nie miałam do czego przyłożyć jej emocji.

Nie opowiedziałam więc o moich początkach, spłoszonych i spoconych (dźwigałam dziesiątki teczek do podopiecznych szkół i przedszkoli, żeby z nich odczytywać demaskatorskie wyniki badań, zainteresowanym nauczycielom i pedagogom).

Nie opowiedziałam o wszystkich ludziach, których poznałam, bo wielu nazwisk i imion już nawet nie pamiętam.

Nie opowiedziałam o Żeni Andrzejczak, którą świetnie pamiętam, i która "wywróżyła " mi przyszłość, zabrała w Tarnowie do fryzjera i kazała zrobić pierwszą w życiu trwałą. Ta trwała podniosła mi głowę i ujrzałam oczy facetów oglądających się za moim biustem.

Nie opowiedziałam o kuchence w Poradni Wychowawczo-Zawodowej nr 2, przy ulicy Grabieniec, tej kuchence, w której podgrzewaliśmy sobie zupy przynoszone z domu w słoiczkach po dżemie, i w której rodziły się nasze pomysły na nowe działania.

Nie opowiedziałam o kolejnych Dyrektorkach, z których każda zrobiła dla mnie coś ważnego.

Można by jeszcze  o przeprowadzkach do kolejnych lokali, o imprezach towarzyskich, warsztatach z Anią S., tworzonych z pasją scenariuszach, spotkaniach z przystojnym Wiesławem Sokolukiem, treningach interpersonalnych, które pompowały w nas energię, biesiadach ze śpiewami, wspólnych wigiliach, imprezach karnawałowych przy chrustach Wiesi..

Można by o sławnej  materacowni,  o ryneczku przy Rydzowej, o tworzeniu SPWRiT, moim "dyrektorskim" epizodzie, malowaniu ścian i mebli przy Hipotecznej, superwizjach, kotach na podwórku, portierach w portierni...

O ludziach, którzy zostawili nam swoją energię.
O tych, którzy odeszli...

Kogel-mogel wspomnień.
Nie opowiedziałam tego wszystkiego.

Może trzeba by pomyśleć o jakiejś nowej tradycji?
Żeby w przyszłości, inni mieli o czym nie opowiadać:)


3 komentarze:

PAPROCH pisze...

No właśnie... Teraz to wszystko przede mną... :-) A jedzenie było pyszne. I zdjęcie ładne jest :-)

mamuśka pisze...

A na żadnym chyba Cię nie ma:(

PAPROCH pisze...

No właśnie... Ja siedziałam obok fotografa, a nawet byłam fotografem ;-) Taki los.