czwartek, 26 września 2013

Deszczing

Deszczing uprawiany
w dawnych czasach.
Krościenko 2006












W poniedziałek na kijkach zmokłam. Na wylot. 
Zatem we wtorek udałam się do marketu Decathlon i nabyłam kurtkę 3w1, czyli bluzę polarową+kurtkę=kurtka ocieplana polarem. 
Chroni przed deszczem, wiatrem, chłodem i potem. Czarna z różową podszewką.
Do tego okazyjnie bluzkę bawełnianą z długimi rękawami, przecenioną prawdopodobnie ze względu na kolor  (majtkowo - różowy).
Dziś czwartek - dzień treningowy. 
Od rana lało. 
Iść, nie iść. Ale kurtkę nową mam, nieprzemakalną. Poszłam. 
Lało cały czas. Park pusty. 
Rozgrzeweczkę sobie zrobiłam, żeby nie stać w miejscu i nie marznąć.
O 11;05 nikogo nie było. 
"Jeszcze dwie minuty i wracam" - obiecałam sobie.
Po dwóch minutach chciałam dotrzymać słowa i pójść, ale właśnie pan instruktor Maciek przybiegł na swoich długich, pajęczych nogach. Zziajany, przepraszający.
- Sama pani jest, pani Basiu? Medal dla pani.
Ho, ho. Nie za prędko. 
- No, to dzisiaj się nad panią poznęcam.
O, matko!  Nie wystarczy, że deszcz leje?
Co tam deszcz.  Był, a jakoby go nie było. Mokłam, ale jakby gdzieś w tle. Skupiona na wbijaniu kijków, pracy ramion, panowaniu nad nadgarstkami, koordynacją, nie zauważyłam nawet, że spodnie i buty przemokły na wylot. 
Dwa razy wokół stawu. Ćwiczenia na błotnistych ścieżkach. 
Kapało mi z kaptura i z nosa. Po godzinie pan instruktor Maciej spytał : 
- To co, idziemy? 
- Dokąd?- spytałam ze strachem.
- Do domu! - roześmiał się zadowolony, że mnie przestraszył. - I napić się herbaty z cytryną. Twardziel z pani!
Wiecie, że znowu mi się chce iść na kijki?
No, nie wierzę!!!!

P.S. I muszę sobie spodnie nieprzemakalne kupić:):):)

3 komentarze:

PAPROCH pisze...

No ja nie wierzę też. Ale podoba mi się to :-)))

mamuśka pisze...

Na Retkini też chodzą

PAPROCH pisze...

Ale nie chodzenie mi się podoba. Tylko to, że Ty chodzisz :-) I że Tobie się podoba :-)