wtorek, 10 września 2013

Rehabilitacja 2 i 2/3


  

Poszłam na kontrolną wizytę do Pani Doktor od Rehabilitacji. Na tę wizytę czekałam tylko trzy tygodnie, więc niezbyt długo.
Poniedziałek, 11.30
Z moimi cudnymi kijkami chodzi się szybko, byłam na miejscu o 11.15
W poczekalni siedziało pięć  osób, w tym jedna zakonnica. 
- Dzień dobry, kto z państwa ostatni?
Popatrzyli po sobie, jakby pytanie było nie na miejscu. 
- Wchodzi się według godziny - odezwała się wreszcie miła, siwa pani.
- Aha, to która godzina teraz weszła?
Pani z pewną nieśmiałością i jakby poczuciem  winy odparła:
- Dziesiąta trzydzieści.
- Godzinne opóźnienie jest! - zawrzasnął Pan w Musztardowej Kurtce.
Przyjęłam do wiadomości, choć z lekkim zawodem, liczyłam wszak, że o dwunastej udam się w drogę powrotną, aby w domu wykonać pizzę ze szpinakiem, na obiad dla siebie i Syna.

Usiadłam obok cichej Pani w Liliowym Kostiumiku. Pan w Musztardowej Kurtce wskazał na moje kijki:
- A to pomaga?
- Dopiero się uczę - odparłam skromnie.
- Dobrze się chodzi?- zaszemrała pytająco Zakonnica.
- Szybko - uśmiechnęłam się do niej.
Pokiwała głową i powtórzyła w łagodnej zadumie:
- Szybko...
- A to tego się trzeba uczyć?- zdziwił się tubalnie pan, który jak się okazało, był też Panem Sceptycznie Niezadowolonym.
- Można bezpłatnie, w parku, w czwartek jest instruktor...- broniłam się słabo, jakby nauka chodzenia z kijkami była czymś niewłaściwym.
- A tam, ja już się do tego nie nadaję! - Pan Niezadowolony wyraźnie miał mi za złe, że mogę jeszcze szybko się poruszać. - Z lekarzami to najgorzej zacząć! To już koniec! 
Z gabinetu wyszła Pani Dziesiąta Trzydzieści ustępując miejsca Zakonnicy. 
- No i co? - chciał wiedzieć Pan Niezadowolony, będący także Panem Nerwowym.
- Zapisała mi zabiegi, ale powiedziała, że mogą być dopiero w grudniu...
- W grudniu! Ciekawe na co idą te nasze pieniądze?- zadał Pan retoryczne pytanie - A miało być tak dobrze... Żeby Polska rosła w siłę, a ludzie żyli dostatniej... to w socjalizmie było... ale to już nikt nie pamięta!... 
Pani w Liliowym Kostiumiku pociągnęła go za rękaw, okazując się jego Spokojną Żoną. W samą porę, żeby objął w posiadanie gabinet. 
Był tam długo i głośno. Pani Doktor wyszła zaraz za nim, mrucząc pod nosem, że za chwilę wróci. 
- Pewnie poszła zjeść śniadanie.- zauważyła całkiem bez zdziwienia Pani z Kulą, co w sytuacji godzinnego opóźnienia wydało mi się kuriozalne.
W międzyczasie przychodziły następne Godziny. Pani Z Kulą informowała wszystkich z nutą złośliwej satysfakcji, o istniejącym opóźnieniu, które może się zwiększyć... 
Była zła na mnie, bo miała godzinę o 10 minut późniejszą, a ja nie chciałam jej przepuścić, chociaż przyszła przede mną i miała kulę...
W gabinecie było, jak za pierwszym razem. Pani Doktor zadawała mi te same pytania i wykonała te same badania. Dodatkowo spytała, czy zabiegi mi pomogły. Powiedziałam,  że nie widzę różnicy. 
Ona, zamiast dopowiedzieć; "to po co przepłacać" (jak w tej kultowej reklamie, kto nie wie o co chodzi), to zamruczała:
- Przepiszę pani inne, jak tamte  nie pomogły, to może te pomogą...

Może morze ci pomoże, a jak morze nie pomoże , to pomoże może Boże! 

Pan Niezadowolony wrócił jako Pan Jeszcze Bardziej Niezadowolony i wykrzyczał, że zabiegów zapisanych mu  już nie ma tym roku i, że to skandal jest.
W gabinecie tym razem siedział krócej, ale głośniej. Wyszedł złorzecząc, nie do cytowania. Żadnych innych propozycji Pani Doktor dla niego nie miała. 

 













W gruncie rzeczy współczuję jej. Wiadomo, że z pustego i Salomon ...

P.S.
Ja też podpisałam oświadczenie, że całkiem dobrowolnie i nie pod przymusem rezygnuję z prądów interferencyjnych, bo do końca roku już ich nie będzie.
- A w przyszłym roku?
- Będą, ale to musi pani już nowe skierowanie mieć. 
Aha!
Do siego Roku!


5 komentarzy:

PAPROCH pisze...

Poczekalnie u lekarzy to specyficzny mikroświat :-D

mamuśka pisze...

Bardzo specyficzny mikroświat, w bardzo mikro-przestrzeni.

agacioszka pisze...

A jak już w takim mikroświecie zasiądzie nie daj Boże młoda osoba, to się nasłucha, jak to "co taka młoda osoba robi u kardiologa", "a Pani to po jakimś złamaniu?" (jakby młody nie mógł mieć jakiejś choroby, która zmusza go do wizyty u ortopedy), no i oczywiście odwieczne "ja w tym wieku...". Brr, dobrze że istnieją prywatne praktyki, bo póki mnie będzie stać, to niech sobie Pan Nieprzyjemny za moje pieniądze siedzi w poczekalni. :)

mamuśka pisze...

Popieram. Chociaż, to demoralizujące oczywiście - dawanie przyzwolenia na bylejakość.
Ale MÓJ dentysta, MÓJ okulista, MÓJ ginekolog - to wyjątkowy luksus.

agacioszka pisze...

Aczkolwiek w normalnych warunkach każdy powinien móc o przyjmującym go (obojętne czy na "kasę chorych" czy prywatnie) lekarzu powiedzieć MÓJ.