poniedziałek, 16 czerwca 2014

Szpital pełen niespodzianek

Animacja na ścianie
w podziemiach













...czyli
BARCELONA- dzień czwarty

Hiszpanka Maria (wymawiać należy Marija), popatrzyła na mnie skuloną na łóżku i za chwilę przyszła z jakimś folderem. Wyłowiłam słowo "hospital" i mnie lekko zmroziło - chce mnie odesłać na leczenie?
Szybko okazało się, że zaprasza nas do zwiedzenia miejsca, w którym pracuje - Hospital de Sant Pau.
Zatem Dnia Trzeciego (a w Hiszpanii jest to drugi dzień świąt Zielonych Świątek), wolnym krokiem udaliśmy się w wybranym kierunku.
Krok był wolny, bo szpital stosunkowo niedaleko, kawałek "naszą" ulicą i jeszcze trochę Aleją Gaudiego.
Oto jest. Pałac? Kościół?
- Zrobię zdjęcie! -  postanawia Syn.
Oj, nie zrobi! Zostawił kartę pamięci w laptopie. Musi wrócić.
No cóż, niespotykanie spokojny  ze mnie człowiek. Poczekam sobie na ławeczce, popatrzę na ludzi. 
Nie ma ich co prawda za wielu, w ten świąteczny, leniwy poranek. Głównie turyści, których rozpoznaje się po aparatach fotograficznych i plecakach. 
Poza tym, Japończycy mają kapelusze, białe albo słomkowe. Fotografują wszystko i siebie nawzajem w absurdalnych miejscach.
Młode Japonki często wyglądają, jak przerośnięte pierwszoklasistki,  w białych, krótkich skarpetkach i plisowanych minispódniczkach.
Niemki  zawsze w adidasach i spodniach bez długości, a Rosjanki w białych, falbaniastych albo koronkowych bluzkach. Często duże i mocno opalone.
Polacy piją piwo z puszek. Chodzą w klapkach.
Angielscy młodzieńcy, w koszulkach polo, bywają hałaśliwi.
Francuzki noszą  okulary przeciwsłoneczne podsunięte na włosy, jak opaski. Mają zwykle za duże torby, przewieszone przez ramię.
Pakistańczycy, Chińczycy i Wietnamczycy raczej nie zwiedzają- pilnują swoich sklepików, budek i chicken-barów. 
To by było na tyle, jeśli chodzi o uogólnienia. 
Syn powraca i przechodzimy przez bramę.
Szpital świętego Pawła, a właściwie Szpital św. Krzyża i św. Pawła, powstawał prawie 30 lat (ale uważam, że z lepszym efektem, niż łódzki szpital kliniczny na Czechosłowackiej).

"Ideą architektów było stworzenie placówki funkcjonalnej, ale zarazem wygodnej i nieprzygnębiającej dla pacjentów" - piszą w przewodniku Pascala.

No, rzeczywiście! 
Pierwszą moją myślą, gdy znalazłam się w środku, było: "chciałabym się tu leczyć".

To "tylko" 
budynek administracji 
i izba przyjęć










"Zespół zaprojektowano na dziewięciu kwartałach ulic w dzielnicy Eixample, na kwadratowej działce o wymiarach 300 na 300 metrów. Składał się z budynku głównego, przeznaczonego na administrację, i 27 pawilonów. Wszystkie budynki połączone są podziemnymi korytarzami, przystosowanymi do transportu chorych.(...) każdy z pawilonów różnił się od pozostałych"



Makieta. 












Tak będzie wyglądał szpital po całkowitym odrestaurowaniu.
To tylko część dawnego szpitala, około  1/3 całości.
Prawdę mówiąc, nie wiem, co stało się z pozostałymi pawilonami. Sądząc po mapie, powstał tam całkiem nowoczesny szpital o tej samej nazwie.
Na podwórcu
drzewka
pomarańczowe
i lawenda.













Takie sobie
fikuśne oznakowanie
pawilonu B






\



Schody
do sali
teatralno-muzycznej

















Jeden z pawilonów.

Chcielibyście po porannym
obchodzie i oddaniu moczu
do analizy
kontemplować
taki sufit
nad sobą?










O dalszym ciągu dnia czwartego dalszy ciąg jutro. 
Bo jeszcze dużo przed nami. I to pod górę.
P.S. Zmieniłam tytuł wczorajszy, bo mi się koncepcja zmieniła w trakcie pisania, a o tytule zapomniałam.



2 komentarze:

PAPROCH pisze...

:-)
Ja to bym nie chciała w żadnym szpitalu chorować, nawet w takim ;-)

mamuśka pisze...

Ale jak już, to lepiej w ładnym , niż w brzydkim:):):)