sobota, 14 czerwca 2014

Uliczkę znam w Barcelonie...




Widok z balkonu

Róg Carrer de los Castillejos i
Carrer del Rosselló












...Czyli
BARCELONA - dzień drugi

Sobota. Obudziłam się i nic mnie nie bolało! Cud w Barcelonie.
Zjadłam jogurt brzoskwiniowy.
Przyjrzałam się  mieszkaniu. Trochę prowizoryczne, trochę hippisowskie. Studenckie. Mocno zniszczone. Niefrasobliwe. 
Długi, wąski, ciemny przedpokój, na jednym końcu sypialnia i mały gabinecik z biurkiem i stertą pudeł. Na drugim, salon z trzema różnymi kanapami i przedziwna zbieranina mebli. Balkon z zieloną markizą (wszystkie prawie balkony mają markizy) z widokiem na tytułową uliczkę.


Kawałek salonu













Chociaż nie taka mała ta uliczka. 
Jak wszystkie ulice w dzielnicy Eixample,



Eixample zaprojektował w drugiej połowie XIX wieku Ildefons Cerda . Na przestrzeni 9 km2 rozciąga się regularna siatka prostopadle krzyżujących się ulic, które tworzą 550 kwadratowych pól pod zabudowę. Schemat kąta prostego łamie Avinguda Diagonal. Pośrodku każdego kwartału ograniczonego ulicami miał być ogród, ale zamierzenie to nie zostało zrealizowane.



Pośrodku kwartałów mieszkańcy urządzają sobie według własnych gustów ogródki, boiska, parkingi, garaże i co tam jeszcze komu się chce. Trochę bałagan.

Widok z okna sypialni













Dzięki tej symetrii ulice są przestronne, strzeliste, jasne, dają poczucie dużej przestrzeni, oddechu. Bardzo mi się to podobało!

Wyszliśmy w słońce. Przecznicę  dalej Syn zatrzymał się nagle. Zatrzymał się też, wychodzący zza rogu chłopak.
- Mateusz!
- Paweł?
- Co ty tu robisz?- zapytali jednocześnie.
- Mieszkam tu - powiedział Paweł - idę po koperek...
Świat jest naprawdę mały. Paweł, kolega ze studiów Syna, mieszka i pracuje w Barcelonie.  Niefrasobliwie zaprosił nas na wieczór "na urodziny jednego kolesia".
- Przyjdziecie?
Ja w szoku, Syn grzecznie odmówił, idziemy zwiedzać.
Kolejka ludzi do kościoła Sagrada Familia ma na oko z 300 metrów.  Ustawiamy się za Japończykami w białych kapeluszach. Nic się nie dzieje.
Jednak za chwilę podchodzi  przystojny pan w czarnym uniformie i uprzejmie tłumaczy, że biletów na teraz już nie ma. Najbliższa wolna godzina to 14:00 ( jest 11:15). Możemy stać i je sobie na  tę czternastą wykupić, albo wykupić je sobie drogą internetową na dowolną godzinę jutro.
Taka sytuacja.
Więc bierzemy adres strony i odchodzimy w dal, a konkretnie na drugie śniadanie, które konsumujemy na ostatnim, dziewiątym (!) piętrze gigantycznego domu towarowego. 
Ja konsumuję donuta z francuskiego ciasta (pycha!!!) a Mateusz  croissanta. Pijemy kawę z mlekiem.
Widok obłędny!



W dole Raamblas
W tle wzgórze Tibidabo















Ramblas, to piękna aleja, pełna platanów, ludzi, straganów, rowerów, grajków, kwiatów i wspaniałych, secesyjnych budowli. 
Boczne uliczki prowadzą w głąb Barri Gotic, czyli starego miasta.
Na razie skręcamy w stronę przeciwną - najpierw Mercat de la Boqueria,  gigantyczny targ pełen wszystkiego do jedzenia, gdzie Syn funduje mi pyszny, świeżo wyciśnięty sok z ananasa i mięty.
Na tym targu nie wiadomo, na co patrzeć! No, i oczywiście wszyscy chcą ci coś sprzedać, co już nie jest bardzo rozrywkowe.


Milutkie?
Na pewno świeżutkie:)













Przed nami dzielnica El Raval (znana również nieformalnie jako Barri Xino - Chińska Dzielnica)
- Trochę tu hipstersko jest - mówi Mateusz. 
Co oznacza, że jest trochę brudno, trochę bałaganiarsko, trochę śmierdzi. Miejscami nawet bardzo śmierdzi. Ale jest też malowniczo. Spotykamy KOTA i zielone papużki. I jakąś hałaśliwą paradę.


Dokąd on prowadzi tego kota?












I wreszcie MORZE ŚRÓDZIEMNE!
Naprawdę! Zamoczyłam nogi w Morzu Śródziemnym!
Na plaży oczywiście gęsto, dużo kobiet w toplesie. Woda mimo wszystko zimna, kąpali się nieliczni.
W porcie dziesiątki jachtów, mnóstwo do wynajęcia i na sprzedaż. Syn zastanawia się nad ceną:D
W fajnej knajpie nadmorskiej, która jest wielka i calutka pełna ludzi, zjadamy na obiad Fideua,  potrawę z drobniutkiego makaronu i owoców morza, smażoną na olbrzymiej patelni.





No, i już. Na wtedy i na teraz dosyć.
Starczyło mi siły na metro (z przesiadką), dojście do domu i herbatę na balkonie. 
Jutro wkroczy tu GAUDI!








2 komentarze:

PAPROCH pisze...

Taka sytuacja :-D
Ale Ci zazdroszczę. Tego Morza, i tych Rambli, i Sagrada Familia... Kiedyś pojadę.

mamuśka pisze...

Jedź i opiszesz, czego ja nie widziałam:)
Dużo zostało.