sobota, 19 kwietnia 2008

Książki


Książki pojawiły się w moim życiu bardzo wcześnie. 
Jak tylko sięgnę pamięcią, mam w oczach obraz Taty leżącego na kozetce, a później na tapczanie, z książką bliziutko przysuniętą do oczu. Miał już wtedy bardzo silną wadę wzroku. Zsuwał okulary na czoło i czytał, z nosem nieomal na kartce. 
Wiele lat później przekonałam się, że oko krótkowidza pozbawione okularów działa na małą odległość jak szkło powiększające.
Gdy skończyłam I klasę, w naszym domu pojawiła się biblioteczka, przeszklony mebel z półkami na książki. Od razu było ich dużo. Trylogia Sienkiewicza, w płóciennej, zielonej oprawie, Pan Tadeusz z ilustracjami Andriollego, powieści i opowiadania Żeromskiego, Sienkiewicza, Prusa, Kraszewskiego. 

Powieści historyczne Bunscha, którego Tata bardzo lubił. 
Stopniowo, razem z naszym dorastaniem, pojawiały się lektury. 
No i Encyklopedia Powszechna, wprawdzie jednotomowa, ale i tak była rarytasem i sąsiedzi wypożyczali ją od nas, jak w bibliotece.
W niedzielne przedpołudnia, gdy Mama gotowała obiad, ja i Tata szliśmy na 11-stą do kościoła. Potem był spacer do parku. 

Pamiętam ten nastrój niedzielny, słońce, zapachy gotowanych potraw zza otwartych okien, bicie dzwonów w kościele i hejnał z wieży mariackiej z Krakowa, płynący gdzieś z oddali, z czyjegoś radia. 
Tata trzymał mnie za rękę. Szliśmy do parku i po drodze zaglądaliśmy do kiosków. Tata kupował mi Świerszczyk albo cieniutkie książeczki z serii "poczytaj mi mamo". Po obiedzie kładliśmy się na kozetce i następował najmilszy moment dnia, głośne czytanie. Opowiadania, wierszyki, zagadki. Słowa, słowa... 
A w mojej głowie powstawały obrazy zaczarowanych krain, zamków, królewien i pięknych królewiczów na koniu.
Kiedy miałam 6 lat, mój brat Jurek kupił mi Elementarz. Poznawałam litery i składałam wyrazy. 

Pamiętam taki obrazek: ja z Elementarzem na nocniku, na środku naszego pokoju, Jurek odrabia lekcje.
"Co to za litera, wygląda jak krzesełko?" pytam go. 
Odpowiadał cierpliwie. 
Gdy byłam w I klasie zaprowadził mnie do dzielnicowej biblioteki. Pani zapisująca zaprotestowała: "zapisujemy dzieci w drugiej klasie, kiedy potrafią czytać". Przeczytałam na głos regulamin, który wisiał na ścianie. Skapitulowała. Dostałam legitymację z numerem 591, głoszącą, że ob. ........ jest czytelnikiem wypożyczalni od dnia 6, IV, 1962 r. 
To było jak wstęp do raju! 
Półki z książkami! Dziesiątki, setki książek, obłożonych w jasno brązowy papier. Z tytułem wypisanym na grzbiecie. I ten zapach charakterystyczny, kurzu, druku, szelest kartek, trudności z podjęciem decyzji, którą książkę wybrać, można tylko dwie...
Można było trzymać je 4 tygodnie, ja wymieniałam czasami dwa razy w tygodniu! 
Bajki Porazińskiej, opowiadania o zwierzętach Grabowskiego, Doktor Doolittle, Mary Poppins (wtedy nazywała się Agnieszka), Dzieci z Bullerbyn, Plastuś, Leszczynowa Górka, przygody Tomka - Szklarskiego, potem fantastyka, Lem, Wańkowicz, Bratny...
Przez lata zapisywałam się do wielu bibliotek, należałam w pewnym okresie do 7 jednocześnie! 
Mogłabym wystąpić w reklamie i powiedzieć o sobie: "nazywam się... i od 46 lat czytam książki":)))
W maju zdarzał się fantastyczny czas, święto książki. 

Chodziłam z Tatą na kiermasze, które były organizowane w Parku Sienkiewicza, a raz bliziutko naszego domu, na Starym Rynku. Chodziliśmy od stoiska do stoiska, brałam z nabożeństwem do ręki nowiutkie egzemplarze, oglądałam. Musiałam znowu podejmować decyzje, którą książkę chcę mieć, kupić nie mogliśmy za wiele. 
Chociaż podejrzewam, że Tata i tak kupował mi zwykle więcej, niż zamierzał. Czasem jakiś autor podpisywał swoje dzieła. Przyglądałam mu się z podziwem. Raz podpisała mi się pani Dorota Chróścielewska. Książka miała tytuł "Córka tego, co tramwaje jego" i była autobiograficzną historią dziewczynki wychowanej w Łodzi. 
Pomyślałam, że ja też chciałabym pisać ...

7 komentarzy:

PAPROCH pisze...

Oto jak rodzi się talent do pisana:-)
Słowa, słowa, słowa, otaczające Cię od dzieciństwa...
Zaraziłaś mnie tym;-p
Wprawdzie ja nigdy nie byłam aż taka maniaczką książek, ale sądzę, że czytam sporo na tle średniej krajowej;-) DZIĘKUJĘ:-)

mamuśka pisze...

Cała przyjemność po mojej stronie:)

Anonimowy pisze...

Powinna Pani napisać książkę. Z chęcią zostałabym pierwszym czytelnikiem :)
Pani opowieści trafiają do serca i często przypominają mi czasy z mojego dzieciństwa spędzone w Łodzi u dziadków (choć to nie ta sama Łódź...).
Agata Perzyna

mamuśka pisze...

Jak to miło czytać taki komentarz:)) Dziękuję!

PAPROCH pisze...

Zgadzam się z przedmówczynią:-) Książkę powinnaś napisać:-*

mamuśka pisze...

Książek ci u nas dostatek:)Szkoda papieru!

PAPROCH pisze...

Już nie bądź taka skromna;-p