czwartek, 24 kwietnia 2008

Pisanie


Z pisaniem było niestety gorzej. 
Litery nie chciały leżeć w linijkach, kładły się na siebie albo uciekały za daleko jedna od drugiej. 
A kiedy zaczęliśmy pisać piórem...! Sodoma i Gomora! 
Stalówka włożona w kolorową, drewnianą obsadkę drapała papier, atrament nabierany z kałamarza lał się obficie, plamił palce, kartki, buzię i ławkę. 
Na każdej stronie zeszytu i książeczki z ćwiczeniami miałam napisane krągłym, kaligraficznym pismem mojej pani Kowalczuk:"pisz staranniej". Gdybym tylko umiała! 
Kleksy wydrapywałam żyletką. Niestety, moje niezwinne palce drapały kartki na wylot. Wydzierałam stronę i przepisywałam, niewiele ładniej.
W trzeciej klasie odbył się sprawdzian, jakiś ważny był, może hospitacyjny albo dyrektorski, w każdym razie pani kazała się nauczyć wiersza na pamięć. Obowiązywała jedna zwrotka, ale kto chciał, mógł się nauczyć całego i miał szanse na 5! Ten wiersz mieliśmy na lekcji napisać z pamięci. 

Nauczyłam się całego. Napisałam i bardzo dumna z siebie czekałam na pochwałę pani i na najlepszą ocenę. Dostałam 2! 
Wiersz roił się od błędów ortograficznych. Było to chyba jedno z największych rozczarowań w całej mojej edukacji!!
W V klasie zaczęło się pisanie wypracowań. 

Na pierwszy ogień poszedł "Janko Muzykant". Mieliśmy przygotować w domu wypracowanie na temat, jak potoczyłyby się losy Janka, gdyby żył współcześnie. Chyba urządziłam jakąś histerię, bo Mama kazała Jurkowi napisać to wypracowanie za mnie. 
Napisał. Przepisałam. Dostałam 5! 
Miła pani Miłożemska pochwaliła mnie i odczytałam wypracowanie przed całą klasą. Myślałam, że się spalę ze wstydu. Czułam się, jak oszustka. I postanowiłam, że nigdy więcej tego nie zrobię.
Kolejne wypracowania pisałam na piątki samodzielnie. Odkryłam, że to nic trudnego, wystarczy puścić wodze fantazji. Odkryłam, że to jest bardzo przyjemne zajęcie!
W wakacje, między VI i VII klasą napisałam swoją pierwszą powieść zatytułowaną "Tajemnica grobowca". Napisałam ją w zeszycie w kratkę, który przedtem należał do mojego Brata i miał na okładce napis "materiałoznawstwo".

Byłam z siebie BARDZO DUMNA! 
W powieści były wątki kryminalne i miłosne oczywiście. Czytali ją moi koledzy z klasy. Zyskałam sławę "pisarki"!
Zaraz potem napisałam drugą powieść "Szczęśliwe niebo", której akcja z niewiadomych powodów dzieje się w Szczecinie, a w VIII klasie trzecią, "Powroty". Ta ostatnia była o miłosnych perypetiach licealistów.
Oczywiście zaczytywałam się wtedy w powieściach Krystyny Siesickiej i kariera pisarki, to było moje marzenie. 

Od czasu do czasu pisałam też wiersze. 
Pamiętam, że były o naszym podwórku, o białym i czarnym kotku, o wojnie... Ten wiersz o wojnie, o pierwszym września, recytowałam nawet na akademii ku czci. 
Stałam na wielkiej, udekorowanej sali gimnastycznej ubrana w białą bluzkę i granatową, plisowaną spódniczkę. Trzęsły mi się nogi i głos. Ale dostałam brawa. Moja klasa była ze mnie dumna! Niestety, żadne z najwcześniejszych wierszy, zapisanych w cieniutkim zeszyciku, nie zachowały się. Chyba je komuś podarowałam.
W liceum zaczęłam pisać coraz bardziej zwięźle. Nowelki, potem tzw. małe formy literackie. Odważyłam się i wysłałam tekst do redakcji młodzieżowego pisma "Na przełaj". I... wydrukowali!!! 

Zostałam wpisana na listę Klubu Młodych Autorów. Byłam NIEWIARYGODNIE SZCZĘŚLIWA. 
Potem wydrukowali jeszcze sześć albo siedem tekstów.
W domu nikt specjalnie się tym nie interesował. Przyzwyczaili się do piątek z wypracowań. I do tego, że wiecznie coś piszę.:)

2 komentarze:

PAPROCH pisze...

To u nas rodzinne;-) Też parę razy coś tam mi wydrukowali, pamiętasz? Też byłam niesamowicie dumna:-)
Ale na początku nauki tez pisałam nieładnie... A teraz każdy mówi, że mam bardzo ładne pismo;-)

mamuśka pisze...

A ja cały czas mam bardzo "brzydkie " pismo:))