piątek, 28 marca 2008

Obrazki

Smolarze
Kiedy przychodziło lato, co krok można było natknąć się na wielkie kadzie z podgrzewaną smołą. Smoła roztaczała charakterystyczny, mocny zapach. Smolarze nabierali ją w wiadra i wciągali na dach, gdzie smarowali szerokimi pędzlami popękaną przez zimę papę. Smoła miała uszczelnić wszystkie dziury i uchronić dach od przeciekania. Wiaderka wciągane na linie chybotały się i smoła wychlapywała na zewnątrz. Zastygała w małe, czarne grudki, które w dotyku lekko się uginały, jak plastelina. Im były świeższe, tym bardziej brudziły. Przyklejone nieopatrznie do buta rozmazywały się po łydkach i kostkach. Nie dawały się zmyć. Pamiętam szorowanie rąk przy pomocy masła. W połączeniu ze smołą tworzyło paskudną, mazistą substancję, którą trzeba jeszcze było spłukiwać gorącą wodą.. Już dawno nie czułam zapachu smoły.

Garncarze, węglarze......i inne usługi. Różne usługi wędrowne.
-Gaaaarnki lutujęęęę!
-Szmaty kupuję, szmaaaty!
-Kaaaartofle!
-Węęęgiel na zimęęę!
-Noże ostrzę, nooooże!
Co jakiś czas , w różnych porach roku, dało się słyszeć takie okrzyki. Wędrowni usługodawcy chodzili i jeździli po mieście, cierpliwie zatrzymywali się pod oknami i czekali na odzew. Patrzyli w górę, w okna mieszkań. Można się było wychylić i zamówić usługę. Znieść dziurawy garnek do załatania, nóż do naostrzenia na napędzanej nogą ostrzałce, kupić kartofle na zimę albo kapustę na kiszenie. Prawie jak teraz przez internet...

TramwajeZawsze hałasowały pod naszymi oknami. 

Ulica była wąska, z dwóch stron trzypiętrowe kamienice. Gdy przejeżdżał tramwaj wszystko się trzęsło, brzęczały naczynia w kredensie. To był znajomy , stały dźwięk.
Tramwaje były inne. Wagony miały pomosty, jakby oddzielone od reszty przedsionki, jak teraz bywa w pociągach. Drzwi odsuwało się ręcznie. Wewnątrz siedzenia w dwóch rzędach, pojedynczym i podwójnym, też jak w pociągu. Siedzenia były z drewnianych listewek. Po prawej stronie od wejścia siedział konduktor i sprzedawał bilety. Dziurkował je dziurkaczem przypominającym obcążki. Można było mieć bilet dziesięcioprzejazdowy, wtedy wycinał w okienku odpowiednią dziurkę. Nad głową konduktora biegła linka do kabiny motorniczego. Gdy już wszyscy wsiedli, pociągał za nią i rozlegał się dzwonek do odjazdu. W godzinach szczytu na stopniach tramwajów wisiały "winogrona", tłumy ludzi, którzy nie dostali się do środka i tylko jedną nogą stali na stopniu trzymając się poręczy...




3 komentarze:

PAPROCH pisze...

Ja pamiętam jeszcze zapach smoły z dzieciństwa:-) Chyba też coś łatali nią na dachach bloków. Miły zapach dla mnie:-)
A "zieeemniaki!" można jeszcze usłyszeć, przynajmniej w Sieradzu:-)

mamuśka pisze...

Zieeemniaki! To bardziej nowocześnie:)

Mateusz pisze...

dopiero wszytko z opóźnieniem czytam..ale nadrobię wsyzstko i postaram się byc na bierząco.. tez lubiłem zapach smoły:) teraz już tego chyba nie robią...