środa, 19 marca 2008

Podwórko



Na podwórku było mnóstwo dzieci. Niektóre spędzały tam całe dnie, innym pozwalano wychodzić czasami, niektórym wcale.
Najliczniejsza była rodzina K. Najstarsza, Halina, nie brała udziału w zabawach. Była nastolatką.
Danusia powoli dorastała.
Lucyna, szczupła blondynka o wielkich oczach, przez długi czas uosabiała dla mnie ideał urody dziewczęcej. Lucyna była delikatna, ładnie się ubierała i w jakiś sposób odróżniała się od reszty rodzeństwa.
Moją rówieśniczką była Hanka, wyłupiastooka, trochę mało rozgarnięta. W zimne dni zapraszałam ją do siebie i bawiłyśmy się w dom pod naszym okrągłym stołem na środku pokoju. Obrus zwisał i tworzył pozory ścian. Między nogami stołu rozciągałyśmy czasem sznurek, żeby wieszać lalkowe pranie. Z kredensu podkradałam trochę cukru, mąki, soli... Mogłyśmy gotować obiad dla lalek.
Hanka łatwo i często obrażała się na mnie. Chciała być mamą i pielęgnować moje lalki. A to w końcu był mój stół... Mówiła:
-Wsadź sobie w dupę...
albo:
-Ty świnio, oddawaj mi to!
Zamykała mi tym usta. W naszym domu nikt nie używał takich słów i ja nie umiałam się odwdzięczyć. 
Zostawiała mnie z moimi zabawkami, odymała usta i uciekała, dudniąc pietami po schodach. Wyobrażałam sobie, że dołącza do dzieci na podwórku, bawi się z nimi, może mówi o mnie coś niepochlebnego.
"Ta Baśka to jest głupia!" 
Cierpiałam. Nie pamiętam, żebym to ja obraziła się na nią, albo kazała jej iść. Byłam za grzeczna.
Na podwórku było mnóstwo dzieci. W różnym wieku. Najstarsi zjawiali się tam rzadko.
Mój brat Jurek, Zenek, Andrzej, Halina, Kazik, Krysia, Marysia... 
Robili przejażdżki rowerem, czasem przechadzali się z wolna, z rękami w kieszeniach, patrząc leniwie i z góry na nasze zabawy.
Bawiliśmy się różnie. 
W "wywołuję wojnę", "jadą goście", w chowanego, w kucanego berka, w klasy - na chodniku przed mieszkaniem krawca Chudzika. 
W podchody - najbardziej ekscytujące były wyprawy poza podwórko..
Bawiliśmy się też w sklep, sprzedając cukier, mąkę i kaszę z piasku, chleb z kamieni i lody z błota..
Dziwne, jak w mojej pamięci to podwórko wygląda. 
Duże, dość jasne, z miłą dla oka zielenią. Inne podwórka były brzydsze.
Kiedy po latach zajrzałam na "nasze" podwórko, zdumiałam się, jak zmalało, skurczyło się i zbrzydło. Jak uciekło z niego słońce i ciepło... 
I życie.
Nasze stare, zawsze pełne śmiechu i ruchu podwórko, stało ciche i smutne.
Opuszczone.

Brak komentarzy: