niedziela, 16 marca 2008

Początek

Urodziłam się w lutym
Trzynastego lutego.  Przed północą.
Była sobota. Mama pracowała, jak w każdą sobotę, 6 godzin. Tego dnia na popołudniowej zmianie. Od 12.00 do 18.00. Pracowała w fabryce zegarów. Ale nie robiła zegarów, tylko wiertła dentystyczne. Pracowała fizycznie.
Termin porodu wyznaczony był na 4-tego marca.
Zmiana skończyła się i robotnicy wyszli na mróz. Wieczór skrzył się od śniegu. Śniegu było bardzo dużo. Tramwaje sunęły po zaśnieżonych torach wolno, chybotliwie. Mama do domu miała jakieś 8-10 przystanków. Mniej więcej w połowie drogi tramwaj stanął. Podróżni wysiedli w zaspy, śniegowe błoto i mroźny wieczór...
Mama doszła do domu pieszo. Musiała wejść na wysokie, trzecie piętro naszej starej kamienicy.
Może wzięła na ręce swojego synka..? 
Może naszykowała mu kolację..? 
Może dźwigała garnek z wodą na kąpiel dla niego..??
Około dziewiątej poczuła skurcze. Miała co prawda skierowanie do szpitala, ale na czwartego marca. Może myślała, że to fałszywy alarm?
Położna Malińska mieszkała w kamienicy naprzeciwko. Przyszła i kazała odprowadzić mojego brata do sąsiadów. Może powiedziała: "no, mama, będziemy rodzić..."
Tata przygotował wodę, ręczniki, prześcieradła... Dołożył węgla do pieca.
No i... bęc. Wielka, krzycząca, niezadowolona dziewczynka wylazła na świat:)
Mama chciała, żeby wpisać datę 14.02. Położna się nie zgodziła.
Była zima.
Przyszłam na świat w obecności Taty, położnej i sąsiadki.
Mój starszy rat nocował w mieszkaniu obok. Czekała go wielka niespodzianka. SIOSTRA.

2 komentarze:

PAPROCH pisze...

Ale ładnie:-) Wiem po kim mam talent do pisania;-) CAŁUSKI!!!

Mateusz pisze...

Fajnie mamusia piszesz;) Ja własine nadrabiam nieprzeczytane wpisy:)