sobota, 22 marca 2008

Wstrętne pijoki


W parterowym domku - baraku, po prawej stronie podwórka, w bliskim sąsiedztwie ustępów, mieszkali Cydzikowie. 
Ojciec, matka i trzech synów. 
Dziś pewnie powiedziano by o nich "margines".
Najstarszy z braci chyba siedział w więzieniu. Średni, drugoroczniak Rysiek, był ze dwa lata starszy ode mnie. 
I najmłodszy, mój prawie równolatek, Piotrek. Wtedy nie znałam pojęcia "margines". 
Bawiłam się z Piotrkiem i Ryśkiem. 
Jedyną niedogodnością byli panowie, którzy często odwiedzali Cydzików w celu picia wódki.
Wódka była czymś złym, wiedziałam to od Mamy. 
Mama mówiła: "te wstrętne pijoki". 
Jej ojciec był pijokiem i sprzedał ją na służbę za trzy metry zboża, które z kolei sprzedał na wódkę. 
Mama miała wtedy 7 lat. 
Na służbie pasła krowy i opiekowała się młodszymi dziećmi. Miejsca "służb" zmieniały się. Z jednych chodziła do szkoły, z innych nie. 
Zawsze była piegowata, ruda i niechciana.
Opowieści Mamy o dzieciństwie wywoływały we mnie uczucie żalu i bezmiernego współczucia, czasem nawet łzy. 
Pojawiały się w opozycji do naszego dzieciństwa, spokojnego, dostatniego (???) i bez wódki. Tata nie pił i był to niewątpliwie w oczach mamy jeden z jego największych atutów.
"Wstrętnych pijoków" było w naszej kamienicy wielu. 
Wódkę można było kupić w bramie u "maglarki". Długo potem dowiedziałam się, że to nazywa się "melina".
Maglarka nie miała już magla za mojej pamięci. 
Opiekowała się kluczami od strychu i czasami po nie do niej chodziłam. Nigdy nie spotkało mnie tam nic przykrego, chociaż drzwi uchylano ostrożnie i jakby z ociąganiem.
Największym "pijokiem" wśród naszych sąsiadów był pan Radecki, mieszkający z nami przez ścianę. 
Pan Radecki często urządzał awantury na korytarzu, dobijał się do drzwi swojego mieszkania. Zdarzało mu się pomylić i zapukać do nas.
Pani Danusia Radecka też piła wódkę. Czasami mama dokarmiała ich synów, Wojtka i Jurka.
Pan Radecki był malarzem pokojowym i kiedy nie był pijany starał się być uprzejmy i szarmancki. 
W pracowitych okresach Radeccy sklejali z kolorowych wafli domki, które potem można było kupić w cukierni u Wolskiego, w sąsiedniej kamienicy. Domki sklejane były po prostu śliną (ciekawe, co by powiedział na to sanepid). Skrawki wafli dostawałam do zjedzenia i to były prawdziwe pyszności!
Z drugiej strony przez ścianę też mieszkał pijok, pan Batorowicz z żoną. 
Pan Batorowicz nie awanturował się tak często, ale można się było natknąć na niego śpiącego w bocznym korytarzu, prowadzącym do ich mieszkania. 
W tym korytarzu mieszkała jeszcze pani Stępniowa - ta awanturowała się na trzeźwo. Teraz pewnie powiedziano by o niej, że jest " niezrównoważona psychicznie"
Pijany chodził też czasem pan Boczek z korytarza po lewej stronie i brat Stasi Kupis, mojej starszej koleżanki, która mieszkała z mamą, siostrą i braćmi obok państwa Boczków.
Piętro drugie nie należało do pijaków. 
Mieszkali tam państwo Misztalowie z Zenkiem i Zbyszkiem, pani Batorowicz z wnuczkiem Mirkiem, pani Sieczkowa, która pod naszym mieszkaniem cierpiała z powodu hałasów nad głową, jej córka Basia Ławicka z mężem i córeczką Elą, państwo Szustakowie z Pawłem i Maćkiem, państwo Bartosikowie z Bożenką i Ilonką i samotny pan Tomaszewski. 
Dzieci z drugiego piętra nie biegały po podwórku. Z jakiegoś powodu mieszkańcy drugiego piętra czuli się lepsi. Może dlatego, że nie byli pijakami?
Najwięcej pijaków spotykałam na pierwszym piętrze. Nierzadko leżeli na schodach w kałuży moczu albo wymiocin. Przechodziłam obok nich z sercem w gardle. 
Najgorzej było wtedy, gdy nie zapalały się żarówki i trzeba było omijać leżących po omacku, tylko w świetle z bocznych korytarzy.
Ten kawałek naszej kamienicy śnił mi się później bardzo często . To nie były dobre sny.

1 komentarz:

Mateusz pisze...

Sporo tych pijoków.. A pan Boczek to prawie jak z Kiepskich:)